K |
iedy
zaczynamy obserwować jesienną przyrodę, dostrzegamy nie tylko różnorodność
barw, ale też prawdziwe bogactwo dzikich owoców ukrytych w przeróżnych
ogrodowo-leśnych zakamarkach. Przełom lata i zimy jest jak róg obfitości z
którego można czerpać pełnymi garściami. Doskonale o tym wiedzą krzątające się
wokół krzewów i drzew zwierzęta.
Wystarczy, że wyjrzę teraz przez okno a z pewnością dostrzegę sójkę przeszukującą podszyt naszego lasku w poszukiwaniu żołędzi – te skrzętnie ukryte w dołkach przez zapobiegliwe, ale zapominalskie ptaki, mają szansę wyrosnąć na okazałe drzewa podziwiane przez kolejne pokolenia. Dlatego też mówi się, że sójki „sadzą las”.
Późne lato i jesień to czas jagód, jabłek i gruszek, ale również mieniących się w słońcu owoców głogu, jarzębiny, tarniny, czeremchy, rokitnika, dzikiego bzu, kaliny koralowej, berberysu, derenia, leszczyny, buka, dębu i jałowca. Wszystkie te dzikie owoce mogą być przez nas wykorzystywane zarówno w kuchni, jak i domowej apteczce. Wystarczy wgłębić się w stare książki i odszukać sprawdzonych przepisów – na nalewki, soki czy marmoladki. Nawet jedna choćby najprostsza receptura przybliży nas do natury.
O tej porze roku nie ma sensu raczyć się egzotycznymi owocami i warzywami sprowadzanymi z drugiej części świata. We wrześniu można za to wybrać się do lasu lub w zarośla w poszukiwaniu czarnych, dojrzałych owoców dzikiego bzu czarnego i przyrządzić z nich wzmacniający syrop. Październik może stać się miesiącem zbioru czerwonych owoców głogu a późna jesień po pierwszych przymrozkach to idealny czas na poszukiwanie dojrzałych, niemal czarnych szyszkojagód jałowca. Warto więc znać swoją okolicę, zapoznać i zaprzyjaźnić się z okolicznymi drzewami i krzewami, aby później rok rocznie do nich wracać i korzystać z ich cennych darów.
W naszym domu w tym okresie cytryny ustępują miejsca aromatycznym pigwowcom. Zasypuję je cukrem i czekam aż puszczą przepysznie orzeźwiający sok, który dolewam do ziołowej herbatki lub wody z miodem. Czasem kroję też małe jaskrawożółte „jabłuszko” na kawałki i wrzucam bezpośrednio do napoju – mają w sobie wspomnienie letniego słońca i wakacji.
Lokalny
warzywniak staje się miejscem, który inspiruje – wystarczy uważnie się rozejrzeć i wybrać to, co najświeższe i
najbardziej sezonowe. Soczyste gruszki, rozpływające się w ustach maliny czy
kolby żółtej kukurydzy posypane szczyptą soki to najlepsza przekąska. Przy
takim wyborze różnorodnych smaków i aromatów, łatwiej jest ograniczyć jedzenie
mięsa, słodyczy czy niezdrowych przekąsek.
Korzystajmy
więc z tego, co najbardziej lokalne i sezonowe. Wertujmy książki (a nie tylko Internet)
w poszukiwaniu ciekawych receptur. Wydobywajmy z pamięci te smaki, które w
dzieciństwie bardzo nam smakowały – wróćmy do nich i przekażmy młodszym
pokoleniom.
A może jest
jakiś zwyczaj, który chcielibyśmy wprowadzić do własnej rodziny? Sama z
radością wspominam wyprawy na opieńki, domową produkcję soku z malutkich leśnych
malin zbieranych na skraju lasu czy węgierkowe powidła robione przez tatę – było
w tym coś magicznego i zapadającego w pamięć.
Poza tym, bardzo lubię, kiedy mój rok jest uporządkowany i poprzetykany stałymi wydarzeniami nieodłącznie związanymi ze zmiennością pór roku. Jesienią są to rodzinne wyprawy na grzyby, wyjazdy na rykowisko, pieczenie szarlotki z jabłek i poranne piciem wody z miodem (przygotowanej poprzedniego wieczoru), która znakomicie uodparnia i przygotowuje do zimy. W ten właśnie sposób tworzę swój własny, zgodny z naturą, kalendarz.
W końcu, jeśli
to tylko możliwe, wzbogaćmy nasze podwórko lub ogród o cenne dla nas i zwierząt
krzewy.
Cel:
ograniczenie jedzenia mięsa oraz kupowania przetworzonego oraz paczkowanego
jedzenia, korzystanie z darów natury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz