Jak zauważył kiedyś amerykański noblista John
Steinbeck: „Najwięcej
czasu tracimy wskutek tego, że chcemy zyskać na czasie”.
W jednym z ostatnich postów pisałam o pierwszym złodzieju naszego
czasu – braku koncentracji. Teraz pora na rozprawienie się z drugim – jest nim multitasking
czyli wielozadaniowość. W dużym
skrócie i uproszczeniu można by napisać: obiecuje wiele, nęci szybkością,
wydajnością i rozprawieniem się z kilkoma palącymi sprawami od zaraz, jednocześnie
i bez trwonienia czasu a… jest tak naprawdę najskuteczniejszym sposobem
trwonienia czasu.
Dlaczego?
Sam termin: multitasking pochodzi z języka
komputerowego i oznacza jednoczesne wykonywanie dwóch lub więcej programów
przez procesor. Tak naprawdę komputer nie umie pracować w ten sposób i tylko to
udaje dzieląc czas na króciutkie odcinki i przeskakując pomiędzy programami wiele
tysięcy razy na sekundę.
Czy człowiek potrafi pracować w ten sposób? Nie –
ponieważ nasz umysł bardzo źle radzi sobie z przerwami co ma związek z naszą pamięcią roboczą. Jej pojemność jest
mała i zawiera tylko informacje potrzebne do wykonania aktualnego zadania. Kiedy
zaczynamy zajmować się czymś innym, poprzednie dane znikają. Żebyśmy mogli
wrócić do przerwanego wątku, informacje muszą być od nowa wyszukane w pamięci długotrwałej albo w
otoczeniu.
Przypatrzmy się co dzieje się z naszym umysłem i
ciałem, kiedy jednocześnie piszemy e-maile, telefonujemy i jeszcze myślimy o tym,
co zrobimy później…
Czy rzeczywiście mamy wtedy poczucie dobrze
wykonanego zadania i zaangażowania w sprawę? Czy może złodziej czasu sprawia, że znów mamy poczucie gonienia za własnym
cieniem, wiecznego pośpiechu, przemęczenia i spięcia? A w końcu: czy mamy przyjemność z rzeczy wykonywanych jednocześnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz