Czyli
jak korzystać z własnych zasobów
C
|
zas przedświąteczny, przejścia zimy w wiosnę,
rutynowych porządków wynikających z wewnętrznej potrzeby oczyszczenia i przewietrzenia,
zbiegł się u mnie z przeczytaniem książki „Mniej. Intymny portret zakupowy
Polaków” Marty Sapały. Dobrze się złożyło – dało do myślenia, pozwoliło jeszcze
raz zrewidować poglądy i wprowadzić pewne działania w czyn.
Zaczęłam przyglądać się swoim zasobom, czyli
zachomikowanym pa kątach zapasom. Chcę je zużyć, wykorzystać, odkryć na nowo,
dostrzec, nacieszyć się i tym samym nie nastawiać na przez-moment-nowe, przez-moment-ładniejsze
i przez-moment-atrakcyjniejsze.
Gdyby przyszło żyć mi bez zakupów (nie licząc tych
żywnościowych) to jak długo mogłabym żyć w dobrostanie? Myślę, że do Świąt
Bożego Narodzenia. Czy zdecydowałabym się na taki eksperyment?
W szafce łazienkowej wreszcie dostrzegłam lakiery
do paznokci (w najróżniejszych kolorach i o różnych fakturach), peelingi, kremy
do rąk, maseczki (czasem prezenty), zapomniane mydła w kostce o fikuśnych
kształtach (których znów zaczęłam używać – zamiast tych w płynie). Przecież o
wiele szybciej się kupuje, niż zużywa…
Zapas herbat: ziołowych, czarnych, zielonych –
wszystkie wyjątkowe i czekające w kolejce do skosztowania.
Wczoraj wyciągnęłam z szafy płócienną torbę z
długim paskiem kupioną na wakacjach podczas wycieczki na warsztaty historyczne.
Prosta, starannie wykończona, szyta przez garstkę historycznych zapaleńców.
Nie, nie można porównywać jej do kolorowego shoppera z sieciówek, ale ma w
sobie ducha, wspomnienie, znaczenie.
Na półce kilkanaście numerów mojego ulubionego
miesięcznika (zarzuciłam kupowanie na bieżąco, póki nie przeczytam). Wśród lektur
kilka pozycji kupionych na wyrost. Zresztą, w bibliotece i biblioteczce
znajomych też widziałam kilka ciekawych tytułów… Nie wspominając już o kartonowym
pudle, w którym czekają kolejna dwie książki z Dyskusyjnego Klubu Książki.
Kiedy moja córeczka była mała, kupowałam niewiele
ubrań bo absolutnie nie miałam do tego głowy. Przy małym dziecku większość
czasu spędza się na dywanie czy w piaskownicy na placu zabaw a małe łapki często
pełne są czegoś kleistego i na stałe brudzącego… Teraz jednak mam już pełną szafę – czy potrzebuję
więcej?
Wyciągam też biżuterię i ulubione kolczyki,
których nie nosiłam przy małym, dostrzegającym każde świecidełko dziecku.
Pora cieszyć się z tego, co mamy. A przede
wszystkim dostrzec to i docenić. I nie chodzi tu tylko o przedmioty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz