Ciasteczka owsiane - pieczenie zawsze poprawia nastrój... te zapachy... |
Mam Wam dzisiaj do zaproponowania ćwiczenie kreatywne… może odrobinę
kontrowersyjne, ale tak naprawdę bardzo przemyślane i sprawdzone – chodzi tu o
abstynencję czytelniczą.
Sama czytam dość dużo: beletrystykę, poradniki, książki
przyrodnicze, magazyny, blogi - jednak nie jestem fanką ani szybkiego czytania
ani bicia rekordów czytelniczych. Wolę nieśpieszne wgłębianie się w lekturę z
ołówkiem w ręku (do zakreślania ulubionych fragmentów) lub notesem z boku do
zapisywania ciekawostek (w przypadku książek pożyczonych). Owszem, mam manię
czytania kilku rzeczy jednocześnie - nie
mogę się tego przyzwyczajenia pozbyć, dlatego muszę dać sobie oddech,
przestrzeń do poukładania wszystkiego w głowie, po intensywnym czasie
wchłaniania wiedzy. Najbardziej chyba jednak lubię dyskutować o książkach z
innymi – stąd pomysł na Dyskusyjny Klub Książki a więc regularne spotkania z
przyjaciółmi przy kawie, herbacie lub winie (o tym innym razem).
W ciągu roku szkolnego czytanie to jedna z moich ulubionych
rozrywek – z małym dzieckiem u boku człowiek przecież nie poszaleje... Malina
zasypia w ciągu dnia a ja rozciągam się wygodnie na swojej ulubionej sofie i
czytam… lub wieczorami, kiedy dzieci są już w łóżkach, a w domu panuje ta błoga
cisza i długo wyczekiwany spokój. Jednak… z drugiej strony jestem też osobą,
która lubi działać i zdobywać nowe umiejętności – nie ograniczam się tylko do
teorii, wcielam nowe pomysły w życie i to właśnie to przynosi mi największą
satysfakcję.
Przychodzi więc taki czas, kiedy jestem już znudzona
czytaniem, siedzeniem na sofie i analizowaniem a zamiast tego mam ochotę zrobić
coś innego, lub po prostu zrobić cokolwiek
a nie być tylko biernym odbiorcą.
Moim zdaniem abstynencja
czytelnicza to genialne ćwiczenie (zaczerpnęłam
je z książki Julii Cameron „Droga artysty”) a polegające na zarzucenie czytania przez tydzień (to nie tak długo,
prawda?).
Właściwie po co? Bo mamy ograniczony czas i zawsze jest COŚ
za COŚ. Po to, żeby nie łykać codziennej dawki gwaru medialnego, opróżnić się
ze spraw, które nas rozpraszają i tym samym napełnić studnię swojego umysłu własnymi pomysłami. Po to, żeby znów
zanurzyć się w realnym świecie zmysłów, wsłuchać w wewnętrzną ciszę: „Opychamy się cudzymi słowami zamiast trawić
własne myśli i uczucia, zamiast upichcić coś samemu.”
„A oto krótka lista rzeczy, które się robi, kiedy się nie
czyta: słuchanie muzyki, szycie zasłon, kąpanie psa, porządki w szafach,
płacenie rachunków, pisanie do starych przyjaciół, przemeblowanie kuchni,
robienie na drutach, gotowanie, naprawianie roweru, malowanie akwarelami,
wymiana przewodu w lampie, pomalowanie sypialni, pójście na tańce, ćwiczenie na
siłowni, medytacja, przygotowanie kolacji dla znajomych, podłączenie wieży
stereo, porządki na regale z książkami
– ryzykowne!, przesadzanie roślin, drobne naprawy.”
Miłej zabawy!
Ja przez wakacje postanowiłam ograniczyć czytanie – będzie na nie jeszcze czas… a ponieważ mój
rytm jest uzależniony najbardziej od Maliny i jej snu, wykorzystuję te okruchy wolnego czasu na (mam nadzieję, że Was nie
zanudzę, ale jeśli tak się stanie, to tym łatwiejsze będzie przejście do
abstynencji czytelniczej) :
1.
Robienie
dziennego makijażu (to w ciągu dnia – zajmuje kilka minut) lub malowanie
paznokci i maseczkę (wieczorem) czyli małe domowe spa. To coś dla ciała, ale
też dla ducha, bo przynosi relaks i poczucie, że robi się coś dla siebie jako
dla kobiety. Kiedy później w warzywniaku, sklepie na rogu lub spacerze po lesie
wpadnę niespodziewanie na znajomych to dopiero jest LOOK (muszę też nadrabiać,
bo moje krótkie, ale niesforne, włosy dodają mi niekiedy wyglądu…
„awangardowego”).
2.
Regularne
poranne ćwiczenia rozciągające na dywanie lub w ogrodzie. Mam swój stały zestaw
ćwiczeń, nie muszę się więc zastanawiać co robić… po prostu działam – całość
zajmuje mi około 10 - 15 minut i daje dużą frajdę, nie mówiąc już o korzyściach
fizycznych.
3.
Naukę
włoskiego czyli słuchanie płyt lub robienie ćwiczeń. Moim marzeniem jest wyjazd
do Włoch więc w przyszłości będzie jak znalazł. Jest to typowa nauka dla
przyjemności więc bardzo przyjazna i bez napięcia. Jedna lekcja zajmuje około 8
minut więc nie pochłania dużo czasu – robię to za to codziennie. Można poczuć
siłę regularności.
4.
Inwentaryzację
ubrań z własnej szafy i wymyślanie jakiegoś nowego połączenia. Zdarza się, że
jakieś ubranie schowa się gdzieś z tyłu, a jest takie fajne… Dzięki temu dobrze
wiem, czego potrzebuję i czuję, jak zmienia się mój styl. Nie jestem
minimalistką jeśli chodzi o ubrania i nie dam się przekonać, że fajnie jest
mieć 5 (oczywiście ściśle narzuconych) ciuchów w szafie.
5.
Realizowanie
swoich pomysłów ogródkowych. Wcześniej zawsze planuję a potem działam.
Nowe pomysły ogrodowe |
6.
Słuchanie
audycji na BBC4. Lubię to robić bo zawsze dowiaduję się czegoś ciekawego a przy
okazji szkolę język. Dobieram odpowiedni dla siebie czas trwania audycji czyli
najczęściej od 5 do 30 minut.
Idzie jesień - pora dokończyć stare robótki i zacząć nowe |
7.
Robienie
robótek na drutach. Uwielbiam kominy i szaliki i cały czas się szkolę. Nie chcę
się jedynie ograniczać do oglądania pięknych wzorów, lubię realizować swoje
małe projekty. W najbliższym czasie będzie jesienny komin czekoladowy.
8.
Porządki
czyli wyrzucanie zbędnych rzeczy robione przy
okazji. Jeżeli tylko napotkam coś, co nie jest już przydatne do użycia, to
wyrzucam od razu. Poza tym zawsze można coś ułożyć, przełożyć czy zaaranżować
inaczej. To jest najlepsza szkoła ograniczania się w kupowaniu: następnym
razem, zanim coś kupię, zastanowię się dwa razy.
9.
Pranie
ręczne rzeczy, które tego wymagają a na co nigdy nie jest właściwa pora.
10.Wymyślanie i pisanie nowych postów. Coś
fajnego przychodzi najczęściej podczas spacerów, zmywania naczyń lub kąpieli.
Czasem trzeba wykorzystać TEN właśnie moment na działanie - nadchodzi właśnie czas na sadzenie cebulek |
11. Oglądanie nocnego nieba. To takie piękne a
jednak rzadko nam się przytrafia, a w sierpniu spadają gwiazdy… Nawet chwila gapienia
się na rozgwieżdżone niebo pozwala połączyć się z absolutem i nabrać innej, bardziej kosmicznej, perspektywy.
12.Robienie zdjęć. Zdjęcia to nie jest moja
pasja, to część mojego życia.
13. Nic – nie – robienie. To przychodzi mi chyba
najtrudniej, bo kiedy ma się do dyspozycji tak niewiele czasu tylko dla siebie
to chce się wykorzystać każdą chwilę. Choć czasem warto przecież pomyśleć o
niebieskich migdałach.
14. Szeroko rozumiane rozmowy z Mężem.
15. I jeszcze jedno: chcę jeszcze nauczyć się rysować.
Twój dzisiejszy wpis to taki balsam dla duszy :) Potrzebny mi dziś był. Bardzo słusznie zauważyłaś, że człowiek musi mieć czas na kontakt z własnymi myślami, nie tylko z cudzymi. Masz piękne pasje!
OdpowiedzUsuńDziękuję. Trzeba mieć kontakt z własnymi myślami, żeby w tym całym harmidrze odnaleźć siebie :) Pozdrawiam.
Usuńu mnie robienie makijazuto 3 minuty :D
OdpowiedzUsuńNo właśnie :D
Usuń