Kilka tygodni temu dałam swojej sobotniej grupie propozycję
weekendowego wyjazdu w Tatry. Nie spodziewałam się dużego odzewu a tu nagle
okazało się, że moi nordic-przyjaciele
podeszli do sprawy entuzjastycznie i bardzo kreatywnie.
O wędrówkach tatrzańskich marzyłam już od dłuższego czasu. Mój
mąż widząc jak od zawsze chyba wzdycham na widok strzelistych świerków, nie
mówiąc już o chmurach w kształcie Orlej
Perci, stał się pomysłodawcą mojego weekendowego wyjazdu, a swojego
stacjonowania w domu z dziećmi.
Mimo, że sprawa wydaje się prosta: wsiąść do samochodu i
pojechać, zawsze COŚ stało na przeszkodzie.
·
W
Tatry z założenia nie jeżdżę w czasie wakacji o czym pisałam już wcześniej TUTAJ,
·
Mój
mąż poza wakacjami nie może wziąć w pracy dnia wolnego a przydałby się w tym
przypadku chociaż o-jeden-dzień-przedłużony-weekend,
·
Z
dziećmi w Tatry? Owszem, można, ale po co?
Termin wyjazdu był dokładnie przemyślany:
między sezonem letnim a zimowym i jeszcze przed zmianą czasu. To zresztą
idealny moment na złapanie oddechu – okres między wakacjami a Bożym Narodzeniem
jest zazwyczaj intensywny.
Miejsce noclegu – M. wybrała konkretne propozycje a
reszta jadących dokonała ostatecznego wyboru. Zatrzymałyśmy się w Amacie,
pensjonacie w centrum Zakopanego, ale usytuowanego w bocznej, spokojnej
uliczce. Koniecznie zależało nam na śniadaniach – te były rzeczywiście
rewelacyjne, ze świeżym pieczywem, parówkami w cieście francuskim/jajecznicą/naleśnikami
z białym serem na ciepło, wędlinami, owocami, serami, ciastem domowym, kawą i
herbatą.
Wieczorami chodziłyśmy szlakiem starego Zakopanego mając w głowie zakopiański egzystencjonalizm i
życie artystyczne 20-lecia międzywojennego. Już na mieście zatrzymywałyśmy się
na posiłki i grzane wino (oczywiście bez konieczności jazdy samochodem – co było
w założeniach) w najstarszej karczmie w Zakopanem U Wnuka, gdzie przygrywała
nam kapela góralska (jakoś tak same nogi nas tam zaniosły)...
Trasa została wybrana przeze mnie i dostosowana do nas wszystkich i warunków panujących w górach –leżał już śnieg, występowało zagrożenie lawinowe i było ślisko nawet na niższych szlakach. Wybrałyśmy się szlakiem dwóch największych dolin Tatr Zachodnich – Kościeliską i Chochołowską z podejściem na Przełęcz Iwaniacką i zejściem w kierunku doliny.
Trasa została wybrana przeze mnie i dostosowana do nas wszystkich i warunków panujących w górach –leżał już śnieg, występowało zagrożenie lawinowe i było ślisko nawet na niższych szlakach. Wybrałyśmy się szlakiem dwóch największych dolin Tatr Zachodnich – Kościeliską i Chochołowską z podejściem na Przełęcz Iwaniacką i zejściem w kierunku doliny.
Pogoda to kwestia szczęścia - nam dopisało słońce, co oczywiście wprawiło
nas w wyśmienity humor. Założenie było jednak takie, aby iść niezależnie od
pogody i nie rezygnować z wyjazdu przy wcześniejszych złych prognozach. Pogoda
ma to do siebie, że jest w pewien sposób nieprzewidywalna i nie warto tracić
czasu na zmieniające się jak w kalejdoskopie wizje deszczu i słońca.
Sprzęt – kiedy chodzi się z kijami
regularnie, przez cały rok nie ma problemu ze sportowym ubraniem – kolekcjonuje
się je regularnie; tym razem polecałam kije trekkingowe, których zawsze używam
w górach.
Choroba przed samym
wyjazdem również i w
naszej grupie się przytrafiła – dwie dziewczyny dzień przed wyprawą musiały
zrezygnować. Nie należy jednak się w takich momentach zniechęcać – zawsze tak
jest, że ktoś zrezygnuje. Warto natomiast jak najszybciej zadzwonić do miejsca
noclegu –jest szansa (jak w naszym przypadku), że uda się jeszcze wynająć niewykorzystane
pokoje i nie będziemy ponosić kosztów.
Ale fajny wyjazd! Zazdroszczę przede wszystkim tego słońca;)
OdpowiedzUsuńAle miałyśmy szczęście :D Bardzo się tym cieszyłyśmy.
UsuńFajne zdjęcia i super pomysł na wyjazd. Jak to było z zakładaniem weekendowej grupy nordic walking? JAk wyglądały początki?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Trochę piszę o tym w poście "Jak założyć grupę nordic walking" - znajdziesz w zakładce NORDIC WALKING. Przez rok chodziłam tylko z jedną koleżanką - potem rozeszło się drogą pantoflową. Trzeba się było uzbroić w cierpliwość - ale ja jestem pasjonatem nordic walking więc nie było to dla mnie trudne :)
Usuń