FIGHT CLUB - czasem tak trzeba: przybiec na sąsiedzki trening,
spotkać się po męsku 3 razy w tygodniu, wymienić doświadczeniami sportowymi (jak
judoka z kickbokserem) i poćwiczyć razem na świeżym powietrzu niezależnie od
pory roku, pogody i temperatury. Bez drogich klubów, karnetów i klimatyzowanych
sal. I po wszystkim wrócić (przybiec) do domu z satysfakcją i nową energią.
A ja to wszystko ze swojego okna w kuchni mogę obserwować…
Bardzo ciekawy pomysł na taki garażowy klub, sama bym spróbowała w nim swoich sił :) A Ty czasem oprócz obserwowania tam zachodzisz, czy to jedynie zarezerwowany "męski" teren?
OdpowiedzUsuńPS. Czy Twoja córka ma na imię Malina? Jeśli tak to pierwszy raz "spotykam" swoją imienniczkę :)
Jak będziesz w okolicach Warszawy to zapraszamy :) Chłopak nie mają problemu z ćwiczeniem z kobietami. Ja tylko patrzę - w tym czasie "obrabiam" dzieci (treningi trwają od 20:45) i mam chwilę dla siebie. Nie powiem, lubię wspinać się na linę i czasem pochodzę na slecku, ale to tak w międzyczasie, w ciągu dnia. Mąż zaraził mnie miłością do judo do którego mam zamiar wrócić od września więc może w wakacje dołączę :) Moja córka ma na imię Malina - to piękne, pełne radości imię. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń