Siedzę wieczorem z lemoniadą miętową przy komputerze i
próbuję wrócić do normalnego rytmu, przestawiać się po długim weekendzie na
tryb codzienny i wrócić do pisania, od którego zrobiłam sobie kilkudniowy
odpoczynek.
Tak, tym razem napiszę o miejskich sportach, a w szczególności o grze w bule – pora zacząć nowy sezon,
odkurzyć kule wyjęte z futerału zagrzebanego gdzieś w garażu i zebrać drużynę.
Jak nie uda zebrać się drużyny to zagram z mężem, o coś – nie ma to jak dobry zakład.
Standardowy zestaw składa się z 6 kul, świnki (czyli małej kulki) i sznurka do pomiaru - a wszystko to mieści się w małej walizeczce |
W czasie majówki zostaliśmy na miejscu. Miałam czas na
czytanie szeleszczących sukniami kobiet sprzed ponad wieku Opowiadań nowojorskich H. Jamsa, spotkanie z rodziną, spacerowanie,
oglądanie zaległych Bondów z Craigiem
(jaka ulga, że przeciętny człowiek nie musi biegać po dachach), hamakowanie,
zabawę w ogrodzie, sadzenie kwiatów na ganku – trochę leniwie, ale jednak
intensywnie. A przede wszystkim wysłałam męża z najmłodszym szkrabem na długi
spacer po lesie a sama wsunęłam się pod koc i odetchnęłam. Uff…
Nie zawsze trzeba pędzić (nie wszyscy zresztą mamy formę i psycho-fizyczne
możliwości Bonda) za tym, co nowe: nowościami wydawniczymi, prapremierą w kinie
i szaleństwem krótkich wyjazdów, które mimo całej swojej atrakcyjności
zabierają masę energii potrzebnej do zorganizowania się w nieznanym
miejscu. Można wreszcie wyluzować i
poświęcić temu, co lubi się robić najbardziej.
Lubię aktywność na świeżym powietrzu o każdej porze roku i nasze
już-jakoś-tam zorganizowane życie na wsi, ale czasem tęsknię za miastem –
różnorodnym i inspirującym. Dopiero połączenie tych dwóch światów daje mi
równowagę.
Parki miejskie w ciepłe miesiące tętnią życiem. Miejsce
spotkań, zabaw, pikników, relaksu i sportu. Pogaduszki na ławce, randki na
kocu, freesby w locie, chodzenie po slacku, gry w krykieta, bieganie i
spacerowanie.
Może by tak spróbować gry w bule, która nie zmusza do
morderczego wysiłku w czasie leniwie ciepłych dni a pozwala na towarzyskie pogaduszki
„przy okazji”?
Gra w bule przywędrowała do nas z południowej Francji. Nic
dziwnego, bo raczej kojarzy się ze słoneczną, przyjemną pogodą i spokojnymi ruchami.
O zasadach można przeczytać lub ustalić swoje – dlaczego by nie?
Chodzi przede wszystkim o to aby rzucić swoją kulę jak
najbliżej celu czyli małej kulki nazywanej po polsku świnką. Gra wciąga, nie jest męcząca i potrzebujemy oprócz
niezbędnego zestawu kul jedynie trochę przestrzeni. Naszym miejscem rozgrywki może
być wiejska uliczka, boczna droga, podwórze, placyk miejski lub wiejski, skwer
lub alejka w parku – potrzebujemy podłoża utwardzonego.
Kiedy przeczytałam książkę Rok w Prowansji dowiedziałam się, że kule, którymi zdobywa się
satysfakcjonujący choc (przy ich zderzeniu) - są przyjemne w dotyku, ciężkie, pasujące do dłoni, masywne i lśniące.
Technika zawodowców pozwala na puszczenie kuli na wielki
palec u nogi przeciwnika z odległości sześciu metrów. Do stałych elementów gry
dochodzi jeszcze uginanie kolan jak do przysiadu i wprowadzanie kuli w wsteczny
ruch obrotowy, a do stylu zaliczymy pomruki i słowa zachęty wydawane w kierunku
kuli, oraz wzruszanie ramion i przekleństwa, kiedy kula ląduje nie tam gdzie
chcieliśmy (w moim wypadku na przykład w środek sterty drewna przygotowanej na
ognisko).
Najważniejsze jest to, że gra ta jest przyjemna nawet dla
nowicjuszy i to od pierwszego rzutu, że można rzucać płasko, lub starać się wybić
kulę przeciwnika z boiska stosując rzut wysoki. Ma ona swój charakterystyczny,
powolny rytm na który składa się obejrzenie pola z bliska, rozważania czy
zbombardować kulę przeciwnika, czy niskim, pełzającym ruchem zbliżyć się do
świnki, łyk wina (kto polewa ten wygrywa?) i chwila zadumy.
Owszem, i tu zdarza się intryga - ukradkowe popychanie kul,
okazjonalne trącenie nogą, rozpraszające komentarze, wyimaginowane ostrzeżenia
lub rozśmieszające słowa… ale cóż tam, zawsze zostaje satysfakcja z miłego
wieczoru spędzonego ze znajomymi a trochę pikanterii nigdy nie zaszkodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz