Zastanawiałam się o czym tym razem napisać – zupie cebulowej,
dyskusyjnym klubie książki, domowym spa na polepszenie nastroju? Ale ostatecznie
zdecydowałam się na chorobę niedoczasu bo
widzę po swoim przykładzie jak łatwo jej ulec. Znalazłam więc swój tekst pisany
na ten temat rok temu i zaczęłam po raz kolejny robi rachunek sumienia.
Zresztą, życie cały czas się zmieni a my musimy zauważać te zmiany i dostosowywać
się do nich.
Pomimo uważności i celebrowania życia lubię czasem pędzić,
robić wiele rzeczy jednocześnie, czytać w tym samym czasie kilka książek,
interesować się masą rzeczy i stale próbować czegoś nowego. Sprawa
temperamentu. Problem w tym, że kiedy pojawiło się w domu małe dziecko czas na
własne sprawy skurczył się: mam go „na wyłączność” dopiero od około 21, kiedy
to dzieci już śpią; jest więc pokusa, żeby go rooooooozciągnąć a najłatwiej to
osiągnąć przesiadując do późna w nocy. I tu właśnie pojawia się mój słaby punkt
- pokusa przez którą wpełza pozornie niewinny bakcyl niedoczasu- przez około 2 godziny próbuję być na raz wszystkim i nadrobić rzeczy, których nie udało
mi się zrobić w ciągu dnia. Czytam, piszę, robię czasem na drutach, przeglądam
sklepy internetowe, sprawdzam pocztę, spędzam czas z mężem (jeśli nie
przygotowuje się akurat do pracy). Patchwork, misz-masz, groch z kapustą.
Wszystko na raz. Efekt: zmęczenie (z niedospania),
które zakumulowane w organizmie daje znać o sobie częstymi bólami głowy i poranną
totalną nieprzytomnością. Co postanowiłam?
·
Spokojnie
czytać tylko jedną książkę i
naprawdę się nią delektować (a nie 5
na raz jak mam to w zwyczaju). Tym razem wybór padł na Zagubioną dzielnicę (P. Modiano), którą będziemy wraz ze znajomymi
omawiać na Dyskusyjnym Klubie Książki – poszperam przy okazji na jej temat w
Internecie i pomyślę o dyskusji (wymiana myśli z innymi ludźmi naprawdę
poszerza horyzonty i inspiruje.
·
Zrezygnuję
z surfowania po sklepach internetowych i
ograniczę się tylko do konkretnych zakupów.
·
Co
tam, w ogóle nie będę po uśpieniu dzieci korzystać z komputera (chyba, że w
sytuacjach nagłych i ważnych).
·
Pisanie
jako swój priorytet zostawię na dzień, kiedy Malina śpi.
·
To,
czego nie uda mi się zrobić w ciągu dnia zostawię sobie na dzień następny.
·
Wieczorami
nie będę robiła nic pożytecznego.
·
Będę
chodzić spać przed 23.00.
W następnym poście zamieszczę swój tekst o niedoczasie (swoją drogą to określenie
zawsze mnie rozbawia).
Ha, mam dokładnie tak samo! Jak już się pojawi szczęśliwa godzina czasu dla siebie, nie wiem, co mam robić najpierw, a co potem! Też się staram nie włączać w tym czasie komputera. Zakupy w sklepach internetowych robię sporadycznie i tylko wtedy po nich buszuję, gdy naprawdę czegoś potrzebuję (szukanie czegoś w internecie zabiera mi nieproporcjonalnie dużo czasu w stosunku do efektów zakupowych;) ). Niestety, często ulegam pokusie czytania kilku książek na raz. Może to efekt zmienności nastroju?;) Podobnie jak Ty, próbuję robić wszystko na raz, czyli tak naprawdę nic nie wychodzi i potem pozostaje rozczarowanie niewykorzystania czasu...
OdpowiedzUsuńWróciłam właśnie do tego tekstu (po takim długim czasie). Sytuacja znów się zmieniła jak w kalejdoskopie... a ja zainspirowałam się swoim własnym tekstem ;) Jednak czytania kilku książek na raz chyba nigdy się nie oduczę.
Usuń