Kiedy chodzę na spacery ze swoim dzieckiem (te matczyne,
czyli trochę monotonne, wyciszone, samotne i jedynie po tych trasach, gdzie
można przedrzeć się z wózkiem) mijam tę potarganą plątaninę gałęzi, pnączy i
śnieżnobiałych kwiatów. To są właśnie moje wiejskie migawki czyli obrazy, które pozostają w głowie na długo.
Świadomość, że płatki wkrótce opadną, pojawią się liście i
cały ten koronkowy misz-masz przeobrazi się w nieprzebytą jednolitą gęstwinę
sprawia, że takie obrazy stają się unikatowe.
Zostaję więc ze świadomością ulotności chwili, dzięki czemu
staje się ona jeszcze bardziej wartościowa. „Nic dwa razy się nie zdarza”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz