Jak już wspomniałam w pierwszej części cyklu TĘSKNOTY ZA
MIASTEM lubię nasz uroczy mały biały domek z ogrodem, ale zdarza mi się tęsknić
za miastem, kiedy:
Przypadek drugi: Wszyscy mówią mi, że MUSZĘ mieć
prawo jazdy bo „NA WSI NIE DA SIĘ ŻYĆ BEZ PRAWA JAZDY!” (swoją drogą, nie ma
mnie na FB i nie mam prawa jazdy – czy więc nadal istnieję?). Nie ukrywam: boję
się tych wszystkich wariatów na drogach, mam dość kiepską orientację w terenie
a poza tym po prostu nie chcę (czy ja zawsze, kurka wodna, muszę tak alternatywnie?).
Oczywiście, ponoszę tego konsekwencje... ale przynajmniej świadomie i z wyboru.
Organizuję sobie pracę zawodową na miejscu, żeby nie tracić czasu na
dojazdy i móc zająć się dziećmi.
Nie mam też potrzeby wyjazdu do aśramu w Indiach bo mam swój własny u siebie - czy tak właśnie wygląda życie kontemplacyjne, z dala od konsumpcji i pokus dnia codziennego?
Przyznaję się więc przed sobą, że mimo podjętych prób walki stałam się jednak minimalistką (nie z wyboru).
Nie mam też potrzeby wyjazdu do aśramu w Indiach bo mam swój własny u siebie - czy tak właśnie wygląda życie kontemplacyjne, z dala od konsumpcji i pokus dnia codziennego?
Przyznaję się więc przed sobą, że mimo podjętych prób walki stałam się jednak minimalistką (nie z wyboru).
W mieście kobietę baz prawa jazdy postrzega się (jeśli ktokolwiek na to w ogóle zwraca uwagę) jako tę,
która zapewne porusza się taksówkami (o transporcie publicznym nawet nie
wspominając) a na wsi jako odmieńca (brzmi trochę lepiej od: dziwaczki?).
Co mi się marzy? Prawo jazdy mnie jednak nie urządza; oczami
wyobraźni widzę miejsce w którym wszystko, czego potrzebuję jest dostępne (bez konieczności
pakowania siebie i dzieci do samochodu – choć tę opcję mamy opanowaną do
perfekcji): domy kultury z różnorodną gamą zajęć, przychodnie, kluby sportowe,
kina, teatry, bary mleczne i restauracje, kawiarnie… A ponieważ nie mam zamiaru
rezygnować z własnego ogrodu, hamaka i lemoniady pitej w leżaku (życie na wsi
trochę jednak człowieka rozochaca) i
przyzwyczaiłam się już do podglądania wiewiórek przez okno, biorę pod uwagę
jedynie stare willowe dzielnice (z tradycją) wpasowujące się mimochodem w
tkankę miejską.
Nie pozostaje mi więc nic innego jak wybrać się przy
najbliższej sposobności po kupon TOTOLOTKA i liczyć na wygraną w kumulacji.
Co podpowiada filozofia
slow life? Czerp
satysfakcję z tego, że jesteś ECO, FIT i potrafisz wyjść ze strefy komfortu.
Jaki z tego pożytek? Przyczyniasz się do rozwoju lokalnej
społeczności pracując na miejscu i do
ochrony środowiska bo we własnej miejscowości poruszasz się albo na rowerze,
albo na piechotę - spotykasz przy okazji po drodze znajomych (znaczna większość wraca właśnie samochodem z pracy lub jedzie po dzieci do szkoły). Jesteś (wraz z
dziećmi) dotleniona, zahartowana i w dobrej formie, poza tym nie stajesz się matką dowożącą – jesteś za to matką alternatywną.
Jasne, że część obowiązków MUSISZ przerzucić na swojego męża (duże zakupy w drodze powrotnej z pracy, wożenie do
lekarza).
I jeszcze jedno: na spotkaniach z przyjaciółmi to TY możesz
wypić kieliszek wina bo to ON prowadzi…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz