Czwartek. Przedsmak wakacji - czujemy już powiew luzu (ach
ten letni wietrzyk), wino schładza się w lodówce (to dla nas rzadkość bo jako
typ sportowy praktykujący nieczęsto
pozwalamy sobie na picie alkoholu) ale, ale… Paweł przed pójściem na urlop ma
do skończenia BARDZO WAŻNY projekt więc atmosfera gęsta, smolista i
esencjonalna jak espresso w Relaksie
– a jak wiadomo: maż i żona to naczynia połączone (i to bynajmniej nie tylko w
sypialni).
Zmieniamy się w opiece nad Dzidziolem i wydaje mi się,
że robimy wszystkie z tych rzeczy o których marzą mieszczuchy myśląc o
sielskiej wsi: rano jeździmy na rowerach 5 km do lokalnego sklepu po mleko,
serek na awanturkę i czereśnie, wypuszczamy Dzidziola na podwórko na tzw. LUZ
gdzie może dowolnie zbierać kamyki i porzeczki, taplać się w błotku i oblewać
wodą. Moczymy się (ja tylko do kolan) w rozłożonym baseniku i bujamy w hamaku
popijając w marzeniach idealnie schłodzone czerwone wino (bo jeszcze praca).
Paweł wychodzi z domu z oczami przymglonymi od wpatrywania
się w monitor i omiata nieprzytomnym wzrokiem basen, piaskownicę, sromotnika
bezwstydnego, dzieci i mnie; buj – buj, raaaaz – dwaaa porusza się bezgłośnie
hamak.
Sromotnik bezwstydny. Pod ścisłą ochroną. Co roku pojawia się w naszym ogrodzie o czym świadczy zapach padliny - przywabia tym muchy roznoszące jego zarodniki |
„Jakoś tu tak cicho…”. Rzeczywiście, nie słychać terkotu kosiarek ani
wycia pilarek. „No to zaczynamy wiochowanie!” – mówi Paweł i wzdycha. Buj – buj raaaz
– dwaaa.
Prawda jest taka, że podczas wakacji wszyscy nasi znajomi
stąd wyjeżdżają (wraz z dziećmi naturalnie) więc umówienie się z kimkolwiek na
pogaduchy będzie możliwe dopiero we wrześniu. Nuda! – bo ile czasu człowiek
sprawny intelektualnie i fizycznie może robić buj – buj raaaz – dwaaa w hamaku?
Porządek wiejskiego roku jest następujący:
·
Zimą
nikt nie wychodzi poza ogrodzenie bo po pierwsze: nie ma po co, a po drugie:
wszyscy boją się dzików grasujących po ulicach po zapadnięciu zmroku (czyli po godzinie
15); w ferie większość wyjeżdża na narty po czym kolejka do lokalnych
fizjoterapeutów wydłuża się dwukrotnie
·
Wiosną
wszyscy rzucają się w wir (dziki szał?) prac ogródkowych przez co kolejka do
fizjoterapeutów wydłuża się trzykrotnie; mężczyźni (a czasem i kobiety) po pracy odpalają wykaszarki,
pilarki i kosiarki - nie wszyscy mają przy tym zadowolone miny
·
Przy
pierwszych promieniach słońca masowo rozkładane są trampoliny (mimo, że według
amerykańskich naukowców to właśnie one są przyczyną największej liczby
przydomowych urazów) – ci, którzy nie sprzątnęli ich po zimie zaoszczędzili
czas dwukrotnie; rodzice robią regularne wieczorne wypady do przychodni
dziecięcych na ostry dyżur
·
Kiedy
zaczynają się pierwsze gorące dni i nie ma akurat plagi komarów, która to
zatrzymuje wszystkich w domach (zazwyczaj nie pomagają nawet te mega mocne
środki na komary tropikalne) zaczynają się akcje rozkładania basenów; zasada
jest prosta (ta sama jak przy trampolinach, domach i samochodach: im większy
tym lepszy); basen prezentuje się najlepiej na betonowej kostce
·
W
międzyczasie urządzane są grille pokazowe dla mieszczuchów na które wyciąga się
ze składzików przykurzone paletki do
badmintona, frisbee, piłki do siatkówki i nogi oraz leżaki i opowiada się, skubiąc
mimochodem świeże listki miętowe do lemoniady, o urokach życia na wsi – mieszczuchy
łykają to wszystko jak zimnego drinka z wódką; nie muszę chyba dodawać, że
normalnie nie grywa się tu w gry zespołowe i nie leniuchuje bezwstydnie na
leżaku
·
Zaczynają
się pomału wakacje i w zasadzie to nic, że woda w basenie mimo pomp i chloru
zzieleniała i właśnie przeobraża się w wylęgarnię dla komarów – dzieciaki i tak wyjeżdżają
w pierwszy weekend wakacji a wracają przed samym wrześniem
·
Najważniejsze
jest jednak to, żeby skosić na zapas trawnik przed wyjazdem na wakacje!
·
Spokojnie,
na jesieni wszystko wróci do normy: błota na drogach (z którymi nawet HUNTERy
nie dają sobie rady), dowożenie dzieci po wertepach do szkoły i opowieści o egzotycznych, udanych wakacjach. A!
Trzeba jeszcze tylko sprzątnąć basen i trampolinę…
Co podpowiada filozofia
slow life? Nie
spinaj się i nie wyobrażaj sobie, że wszyscy mają lepiej – zamiast tego korzystaj
z potencjału, jaki daje ci twoje miejsce. Nie daj sobie wmówić tych wszystkich
dupereli o wiejskim slow life – możesz cieszyć się życiem i korzystać z
uroków natury również w mieście. Czy naprawdę musisz mieć trampolinę, basen,
tyrolkę i gotowy plac zabaw z rozbudowanym systemem zjeżdżalni, zapadni i
bujawek na swoim podwórku?
Jaki z tego pożytek? Twórcza nuda często prowokuje do
DZIAŁANIA więc w końcu ruszasz tyłek z hamaku!
Pięknie napisane!!!!! Znam życie na wsi, tzn prawie bo spędzałam na wsi wakacje, niezapomniane wrażenia i smaki które stworzyła moja babcia! Ciężka praca! Ale pamiętam jak ludzie potrafili delektować się niedzielą! Wyobrażenia o życiu sielskim i anielskim poza miastem rzeczywiście są mylne. Ale są też ogromne plusy, szczególnie dla rodzin ,wiele rzeczy wykonuje się razem przez co i posiłki odbywają się w gronie, spokojnie bez fast foodów i tym podobnych. Tęsknota za tym chyba przychodzi z wiekiem. Pozdrawiam cię mocno!!!!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem życie na wsi i w mieście wygląda zupełnie inaczej. Żeby to zrozumieć trzeba tego skosztować. To trochę szok dla ludzi zmieniających nagle środowisko życia. Myślę też, że idea slow life jest często mylnie kojarzona z wiejskim życiem... Dla mnie to sposób życia w którym jest czas na refleksję, samodzielne myślenie i kontakt z naturą. W postach "10 tęsknot..." bawię się po prostu stereotypami i mitami :) Pozdrawiam :D
Usuń