Zaczęłam właśnie czytać książkę „Ostatnie dziecko lasu”. Ani ja, ani moja rodzina nie mamy Zespołu Deficytu Natury o którym pisze
autor Richard Louv, ale doskonale wiem jak bardzo ludzie boją się przyrody i z
jakim dystansem mogą do niej podchodzić.
Nie możemy kochać ani chronić tego, czego nie znamy i to jest
właśnie jeden z powodów dla których prowadzę tego bloga. Sama byłam świadkiem
jak podczas prowadzonych przeze mnie zajęć przyrodniczych jedno z dzieci (wychowujących
się w domu na wsi) schowało się z wrzaskiem (machając przy tym rękoma) pod
stół przed mikroskopijnym robaczkiem,
który wypadł ze świerkowej szyszki.
Co daje mi bliski kontakt z przyrodą? Pobudza wszystkie zmysły dając przy tym
możliwość rozwijania inteligencji
przyrodniczej (wrażliwości na przyrodę). Daje poczucie, że świat to jedna wielka galeria sztuki i doświadczenie nieskończonego piękna. Natura jest
inspirująca i doskonała. Mówiąc prozaicznie: wystarczy spojrzeć na wzornictwo
wkoło nas i komercjalizację przyrody - zasłonki
ze wzorem ważek, mydelniczka w kształcie muszli, kubek z opalizującym żuczkiem,
fototapeta z lasem deszczowym… nieskończoność form, kolorów i niekończącym się
źródłem nowych pomysłów.
Teraz i podczas wakacji jest właśnie świetna pora, żeby
poczuć obfitość przyrodniczą. Kolory
zaskakują, stają się wszechobecne i tworzą wielką księgą inspiracji.
Przyzwyczajeni do konwencjonalnej palety powtarzających się,
modnych akurat w tym sezonie kolorów,
zapominamy o całej gamie pozostałych i boimy się je łączyć. Poszukaj ich w kwiatach, roślinach, kamieniach
i sfotografuj z na tyle bliskiej odległości jak to tylko możliwe, przyjrzyj się
również wielorakości kształtów i form. Może ożywi cię to trochę. Poza ty, nasze
fotograficzne prace możemy wykorzystać do ozdoby ścian, jako prezent albo wzór
na kubku lub koszulce – sami dzięki temu staniemy się kreatorami.
Ja uwielbiam robić zdjęcia makro bo nagle otwiera się przede
mną nieznany dotąd świat – aby do niego dotrzeć wystarczy tylko ukucnąć,
zastygnąć nieruchomo, zatrzymać się i wytężyć wzrok. No i nacisnąć spust
migawki – ale naprawdę to już niewielki wysiłek. Cóż z tego, że niektóre są
banalne… robienie ich jest dla mnie czystą przyjemnością.
Warto również porównać obfitość
przyrodniczą do tej duchowej i otaczającej nas a która nie ma limitu.
Przestańmy myśleć w kategoriach deficytu i nie bójmy się, że nadszarpniemy duchową obfitość. To przejaw skąpstwa
wobec siebie, który ogranicza nasz dostęp do sztuki i pełni życia.
Zacznijmy żyć twórczo wiedząc, że wymaga to luksusu czasu, jaki zdołamy dla siebie
wygospodarować (choćby to był tylko
kwadrans).
Zwróćmy też uwagę na skąpstwo
dosłowne bo wydatki dość często nie odzwierciedlają naszego systemu wartości.
Przepuszczamy gotówkę na rzeczy, których nie cenimy, a odmawiamy sobie tych, na
których naprawdę nam zależy.
Fakt, ludzie się boją natury. Paradoksalnie najwięcej jej wirtualni piewcy. Zabawnym znalazłam reakcję forum rówieśniczego mojej córki, wielkich czcicielek natury, karmienia piersią i kupowania w ekosklepach - na wieść o tym, że tak po prostu wzięłam hamak i poszłam spać do lasu. Bo mi było za gorąco. :D
OdpowiedzUsuńPrawdziwy kontakt z naturą zazwyczaj nic nie kosztuje, wymaga jednak charakteru i niekiedy hartu ducha/ciała, wyjścia ze strefy komfortu, dobrej formy. Po co? Można podjechać samochodem pod sklep, kupić eko-marchewkę (że też jeszcze ktoś wierzy w takie ściemy!) na styropianowej tacy okręconej przezroczystą folią lub w drugim wariancie utytłaną ziemią na eko-bazarze i czuć się PRO-NATURA. Kolejny produkt. A o religii karmienia piersią nawet się nie wypowiadam... Chyba jak we wszystkim - najważniejszy jest umiar. Pozdrawiam.
Usuń