Dlaczego 10 tęsknot za miastem? Bo ja naprawdę żyję na wsi a nie tylko na niej mieszkam - a z życiem na wsi/w mieście jest jak ze
wszystkim: póki sam tego nie doświadczysz na własnej skórze to nie będziesz
wiedział, jak to jest naprawdę.
Ludzie dzielą się chyba na typ miejski i wiejski a ja jestem ich mieszanką. Potrzebuję zarówno pierwszego jaki i drugiego czyli bardzo specyficznej mieszaniny.
Czego bardziej? To zależy od pory roku, nastroju i chwilowych potrzeb. Moje
PRZYPADKI to oczywiście zabawa a nie próba udowodnienia co jest lepsze a co
gorsze…
Tak naprawdę długo przymierzałam się do napisania tekstu o
życiu na wsi. Slow life często kojarzy się z życiem poza miastem, sielską
przyrodą, lemoniadą pitą we własnym hamaku i dizajnerskimi kaloszami
zakładanymi na długie wieczorne/poranne spacery po łąkach w towarzystwie
uroczych psów z rozwianymi uszami, ewentualnie rozentuzjazmowanych dzieci
robiących na własną rękę odkrycia przyrodnicze. Taki sofcik lajcik dla wybranych i majętnych: wieś, przyroda, rosa na
bosych stopach i urocze piegi na twarzy ozdobionej delikatnym błogim uśmiechem.
Slow life jest dla mnie filozofią niekoniecznie związaną z
miejscem zamieszkania ani statusem finansowym, ale raczej z poczuciem wewnętrznego luzu – co oczywiście nie
jest łatwe do osiągnięcia pomimo pozornej prostoty.
Kocham moje miejsce, domek i ogród, ale szczególnie tęsknię za miastem,
kiedy:
Przypadek pierwszy: jeżdżę rano rowerem jak szalona po
całej wsi i okolicach, żeby kupić JAKIKOLWIEK tonik/płyn micelarny do twarzy,
który właśnie mi się skończył. Nie ten ulubiony niebieski, delikatny, do cery
wrażliwej i na dodatek w pięknej buteleczce, ale JAKIKOLWIEK. Jadę i marzy mi
się pachnąca drogeria z kolorowymi półkami; czuję się jak minimalistka z
przymusu i wcale mi się to nie podoba.
Robię przy okazji kilka kilometrów na rowerze (z Maliną z
tyłu w krzesełku) kończąc ostatecznie w sklepie ogrodniczym, żeby pocieszyć się
kwiatkiem. O jakiejś 9:30 moja apka FIT mówi mi, że już osiągnęłam swój
przewidziany na cały dzień CEL (chodzi o aktywność fizyczną), że byłam w tym
tygodniu bardzo aktywna i proponuje, żeby podwyższyć poprzeczkę. Zgadzam się,
co jednak nie zmienia faktu, że nadal
nie mam toniku. „Nie, nie, wcale nie zależy mi na zwiększeniu aktywności; chyba
wręcz odwrotnie” – mówię do apki, ale moje słowa lądują w próżni…
Taka sytuacja może dotyczyć wszystkich potrzebnych rzeczy,
które kończą się niespodziewanie np.: mleka dla dziecka, pieluch, chusteczek
nawilżanych, szamponu, karmy dla kota… a których nie jesteś w stanie wyczarować
(niestety) lub po które nie możesz skoczyć do sklepu obok.
Co podpowiada filozofia
slow life? Następnym
razem musisz przewidzieć taką sytuację i będąc w odpowiednim sklepie kupować rzeczy
na zapas, chomikując je po kątach.
Jaki wypływa z tego pożytek? Masz zgrabne nogi i pośladki bo codziennie jeździsz na rowerze do spożywczego, a czasem i kilka razy (jak o czymś zapomnisz a zapominasz notorycznie).
Jeśli poprzeczkę w apce podniesiesz odpowiednio wysoko to do miasta po to co potrzebne dojedziesz;)
OdpowiedzUsuńOch, mamy z P. takie doświadczenia. W tym tygodniu oddaliśmy samochód do warsztatu więc mój mąż jechał transportem łączonym autobus - rower. Było więc gonienie autobusu na rowerze bo spóźnił się o minutę w drodze powrotnej z pracy. Autobus łapał wszystkie zielone a P. wszystkie czerwone. Ale faceci chyba tak lubią... Zresztą, P. swego czasu jeździł do pracy do Warszawy na rowerze (ok. 35 km). A ja do tej pory pamiętam spontaniczną wyprawę w pewne upalne lato na rowerze do Rossmana po coś tam... ;)
OdpowiedzUsuń