slow life

czwartek, 26 sierpnia 2021

Krótka historia powideł mirabelkowych

 

mirabelka

K

iedy szwendam się po swojej bliższej i dalszej okolicy, lubię zaglądać w „krzaki” – niezwykłą i z pozoru bezładną plątaninę gałęzi i liści. Te zarośla często skrywają swoją tajemnicę: stare domy, dawne odmiany drzew owocowych czy wijące się ścieżki wydeptane przez zwierzęta albo ludzi. Jest w tym wszystkim zaklęta historia, którą (fragmentarycznie) można odczytać z gatunków i rozmieszczenia roślin.

Zbieram czasem te napotkane, dzikie i zapomniane owoce a mój mąż robi z nich dżemy i powidła – takie, które we francuskiej restauracji nazwano by „rarytasami”.

Dzisiaj znalazłam mirabelki –  małe żółtozłote owoce tworzyły aromatyczny dywan pod drzewem, które zapewne pamięta przeszłe gospodarskie życie. Jest to odmiana Nancy, uprawiana od ponad 400 lat –  szczerze mówiąc tylko taką w życiu widziałam i próbowałam. Na Dolnym Śląsku spotykana jest odmiana Flotowa z charakterystycznym intensywnym białym nalotem, ale tej nie miałam nigdy okazji spróbować.

To nawet nie chodzi o wszystkie te minerały, witaminy, przeciwutleniacze czy właściwości przeciwwirusowe, ale o smak, aromat i kolor. No i oczywiście zaspokojenie potrzeby zbieractwa i życia blisko natury (na wyciągnięcie ręki).

mirabelka



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz