D
|
ługo zastanawiałam się, co leży u podstaw
zrównoważonego życia. Od czego zacząć jeśli chcemy żyć bardziej naturalne?
Teraz już wiem bo praktykuję to od lat – a tak
naprawdę od czasu, kiedy moja córeczka była jeszcze malutką dziewczynką, która
miała wyjątkowe zdolności do odkrywania zapomnianych kącików i wyciągania na
światło dzienne czekających na lepsze czasy przedmiotów.
Zacznijmy od gruntownych porządków a właściwie od odgruzowywania swoich mieszkań. Ile znajdziemy
w nich zbędnych rzeczy do których tak szybko przyzwyczajamy się a potem
zaledwie omiatamy wzrokiem? Prawdopodobnie setki.
Porządki nie są jednak sprawą prostą – te swoje
nazywam kreatywnymi bo wymagają ode
mnie dużo wysiłku i pomysłowości. Są czymś więcej niż ładowaniem zbędnych
przedmiotów do różnokolorowych worków na śmieci.
Magazyny wynoszę do biblioteki i kładę na półeczkę
„book-crossing”. Muszę przyznać, że
znikają momentalnie – czytam je więc „delikatnie” wiedząc, że przecież ktoś
inny będzie przewracał te same, co ja strony (ciekawa tylko jestem, czy moje
komentarze zapisane na marginesie byłyby wartością dodaną).
Tak samo robię z książkami – zwłaszcza dziecięcymi
z których w pewnym momencie się wyrasta. Wolne miejsce wkrótce zostanie
zapełnione kolejnymi bardzo wartościowymi pozycjami. Owszem, część tytułów
można wypożyczyć, jednak niektóre warto mieć pod ręką – w domu, na wakacjach
czy w samochodzie.
Ubrania i zabawki lądują u znajomych (bliższych
lub dalszych), w pojemnikach PCK, na zbiórkach charytatywnych lub w
schroniskach dla zwierząt. Wymaga to dużo zachodu: spakowania, umówienia się i
zawiezienia, ale warto.
Dlaczego to wszystko jest takie ważne? Po
pierwsze, możemy przyjrzeć się naszym nawykom – co kupujemy w nadmiarze a więc
co jest naszą słabością. Dla jednych będą to kosmetyki a dla innych ubrania czy
dziecińce zabawki. Kiedy już to zrozumiemy, możemy odpowiedzieć sobie na
kolejne pytanie: Dlaczego wciąż chcemy kupować i czy jesteśmy w stanie
zrezygnować z kolejnej rzeczy takiego samego typu?
Ja dość szybko zorientowałam się, że mam zbyt dużo
ubrań, kosmetyków (które dość szybko tracą swoją ważność) i nieprzeczytanych
magazynów oraz książek, które cierpliwie czekają na mnie na półkach.
Rozprawiłam się więc z nimi: uporządkowałam kosmetyki – część z nich wymieniłam
na naturalne a część zaczęłam wykonywać własnoręcznie, nie kupuję też na zapas i kończę opakowanie do końca.
Więcej książek wypożyczam z biblioteki choć nadal ich kupowanie jest moja
słabością. Stare magazyny (mam swój
jeden ulubiony miesięcznik) czytam systematycznie a ponieważ jest w nich masę
interesujących artykułów to traktuję to jak zaległą prace domową. Ubrania, które w końcu zabierają masę miejsca, staram
się zużyć do końca i kupuję tylko konkretne rzeczy, których akurat naprawdę
potrzebuję. Podejrzewam, że mam zrobionych tyle zapasów, że mogłabym przeżyć na
nich kolejny rok.
Prawda jest taka, że cała nasza planeta jest
naszym wspólnym domem i musimy oszczędzać jej wszystkie zasoby. Tak samo, jak
swoje pieniądze i czas. Wystarczy, że policzymy ile rocznie jesteśmy w stanie
zaoszczędzić nie kupując nadmiaru rzeczy i wymyślimy, co jesteśmy w stanie za
to zrobić: pojechać na warsztaty, wyjechać na weekend, przeznaczyć na cel
dobroczynny czy pójść na kurs o którym marzymy od lat.
Oczywiste jest to, że inna jest sytuacja singla a
inna osoby, która dzieli mieszkanie czy dom z innymi. Dodatkowo, prezenty
darowane dzieciom są w stanie wprowadzić w naszą przestrzeń masę niechcianego
przez nas chaosu. Żeby jakoś sobie z tym poradzić mam taki zwyczaj, że
codziennie czegoś się pozbywam. Dodatkowo, zaplanowałam sobie, że kupię w ciągu
roku nie więcej niż 12 przedmiotów (chodzi o dobra stałe – nie licząc książek). Wyznaczyłam też sobie cel:
zaoszczędzone pieniądze, które wcześniej wydałabym na śmieci, przeznaczam na dodatkowe wyjazdy w ciągu roku i akcje charytatywne.
Poza tym, warto wiedzieć co może skutecznie odciągnąć
nas od zakupów i nadmiernej konsumpcji, która staje się pomału spulchniaczem i poprawiaczem smaku naszego życia? Są to najczęściej rzeczy
najprostsze: spacer, spotkanie ze znajomymi (lub nieznajomymi), ciekawa rozmowa
albo książka, sport, nowe doświadczenia – to wszystko naprawdę nas nasyca, jak
pełnowartościowe, rozgrzewające jedzenie.
Zapraszam więc do wspólnego porządkowania.
Świetny post. Kiedyś kupowałam za dużo ubrać. Wprawdzie ze szmateksów, ale wciąż za dużo. Teraz prawie nic nie kupuję, ale za to za dużo trzymam. Akurat dziś myślałam o tym, by uporać się z ubraniami. No i akurat napisałaś taki post. Muszę być ze sobą szczera i zostawić tylko te, w których chodzę, bo zdecydowanie trzymam za dużo, a tylko się marnują. Oddam potrzebującym. :) Pozdrawiam. <3
OdpowiedzUsuńJa też w pewnym momencie się nasyciłam. No i szkoda tak po prostu wyrzucać - to takie marnotradztwo.
UsuńWolę żyć w uporządowanej przestrzeni i przede wszystkim wiedzieć, co mam - co mi po rzeczach o których istnieniu zapomniałam...
Pozdrawiam serdecznie:D
Nie ma zbędnych rzeczy. Wszystko może się przydać. Dzięki przydasiom nie muszę co chwila czegoś kupować, bo akurat cztery lata wcześniej to wyrzuciłam. :) Jasne, że są graty-śmiecie, ale tylko pozornie. Po chwili okazują się genialną zabawką dla dziecka. Myślę, że zamiast wyrzucać, należy się powstrzymać od kupowania, a tu już trudniej.
OdpowiedzUsuńJak chcę coś kupić to też pytam samą siebie czy aby na pewno nie mam czegoś takiego... albo staram się podejść do sprawy kreatywnie - coś przerobię, "przysposobię", popytam wśród znajomych...
UsuńNa szczęście nie mam u siebie manii kupowania, lubię się ograniczać - lubię to bo widzę w tym sens. I tak na prawdę dużo zyskuję.