slow life

wtorek, 6 marca 2018

Post od kupowania

slow life blog


Czyli jak korzystać z własnych zasobów
C
zas przedświąteczny, przejścia zimy w wiosnę, rutynowych porządków wynikających z wewnętrznej potrzeby oczyszczenia i przewietrzenia, zbiegł się u mnie z przeczytaniem książki „Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków” Marty Sapały. Dobrze się złożyło – dało do myślenia, pozwoliło jeszcze raz zrewidować poglądy i wprowadzić pewne działania w czyn.


Zaczęłam przyglądać się swoim zasobom, czyli zachomikowanym pa kątach zapasom. Chcę je zużyć, wykorzystać, odkryć na nowo, dostrzec, nacieszyć się i tym samym nie nastawiać na przez-moment-nowe, przez-moment-ładniejsze i przez-moment-atrakcyjniejsze.
Gdyby przyszło żyć mi bez zakupów (nie licząc tych żywnościowych) to jak długo mogłabym żyć w dobrostanie? Myślę, że do Świąt Bożego Narodzenia. Czy zdecydowałabym się na taki eksperyment?

W szafce łazienkowej wreszcie dostrzegłam lakiery do paznokci (w najróżniejszych kolorach i o różnych fakturach), peelingi, kremy do rąk, maseczki (czasem prezenty), zapomniane mydła w kostce o fikuśnych kształtach (których znów zaczęłam używać – zamiast tych w płynie). Przecież o wiele szybciej się kupuje, niż zużywa…
Zapas herbat: ziołowych, czarnych, zielonych – wszystkie wyjątkowe i czekające w kolejce do skosztowania.

slow life blogWczoraj wyciągnęłam z szafy płócienną torbę z długim paskiem kupioną na wakacjach podczas wycieczki na warsztaty historyczne. Prosta, starannie wykończona, szyta przez garstkę historycznych zapaleńców. Nie, nie można porównywać jej do kolorowego shoppera z sieciówek, ale ma w sobie ducha, wspomnienie, znaczenie.

Na półce kilkanaście numerów mojego ulubionego miesięcznika (zarzuciłam kupowanie na bieżąco, póki nie przeczytam). Wśród lektur kilka pozycji kupionych na wyrost. Zresztą, w bibliotece i biblioteczce znajomych też widziałam kilka ciekawych tytułów… Nie wspominając już o kartonowym pudle, w którym czekają kolejna dwie książki z Dyskusyjnego Klubu Książki.

slow life blog
Kiedy moja córeczka była mała, kupowałam niewiele ubrań bo absolutnie nie miałam do tego głowy. Przy małym dziecku większość czasu spędza się na dywanie czy w piaskownicy na placu zabaw a małe łapki często pełne są czegoś kleistego i na stałe brudzącego…  Teraz jednak mam już pełną szafę – czy potrzebuję więcej?  
Wyciągam też biżuterię i ulubione kolczyki, których nie nosiłam przy małym, dostrzegającym każde świecidełko dziecku.
Pora cieszyć się z tego, co mamy. A przede wszystkim dostrzec to i docenić. I nie chodzi tu tylko o przedmioty.

slow life blog


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz