slow life

poniedziałek, 30 marca 2020

Poranek w czasie epidemii

slow life blog, powrót do natury


P
rzed epidemią moje poranki miały swój własny utarty rytm. Pobudka o 6.30, śniadanie z synem szykującym się do szkoły, szykowanie córki i odwożenie jej rowerem do przedszkola. Mąż wstawał dużo wcześniej i przeważnie znikał do pracy jeszcze przed moją pierwszą poranną kawą.


Zawsze obserwowałam nasz wiejski świat budzący się szybko do życia – samochody pędzące we wszystkich kierunkach i ludzi robiących małe zakupy w naszym ciasnym lokalnym sklepiku przycupniętym do bocznej drogi.
Później przychodził czas na szybkie drugie śniadanie, trening jeździecki (lub spacer po lesie), powrót do domu i pracę z moimi uczniami. Poranki zawsze wydawały mi się dość spokojne i raczej nieśpieszne. Chociaż, gdyby się nad tym głębiej zastanowić… małe dziecko nie zawsze wstawało w dobrym humorze, poranne próby zabawy zawsze musiały iść w odstawkę a pośpiech to słowo nieznajdujące miejsca w dziecięcym słowniku.

slow life blog, powrót do naturyTeraz jest inaczej. Mój a raczej: nasz rodzinny poranek, ma swoje ograniczenia, ale też daje dużo zupełnie nowych możliwości. Wstaję tak rano jak tylko się da – liczę na chwilę spokoju, ciszy i czasu tylko z mężem. Wspólna poranna kawa i pogaduchy przy stole. Czasem coś czytam, albo piszę. Niekiedy jadę rowerem pustymi ulicami do stajni do konia – najlepsze są niedziele, kiedy ma się wrażenie, że wszyscy ludzie jeszcze śpią a przyroda rozkwita niesamowitą wprost świeżością i zapachami ciesząc się z nieobecności ludzi i samochodów.


slow life blog, powrót do naturyTeraz, kiedy mój mąż jest rano w domu i jestem zwolniona z części obowiązków, wreszcie mam możliwość spełnić swoje małe marzenie: wstanę bardzo wcześnie i pójdę bladym świtem do lasu lub nad stawy niedaleko naszego domu. Jestem pewna, że naładuję akumulatory na resztę dnia a po powrocie z mojej mikrowyprawy przywita mnie przytulny zapach kawy i cała rodzina w komplecie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz