J |
esień ma w sobie
tę niezwykłą przytulność, która sprawia, że granice między tradycją a
nowoczesnością zaczynają się zacierać i niezwykle łatwo możemy przenieść się do magicznego świata przyrody. Czy w związku z tym nie powinniśmy kultywować
zwyczaju jesiennych wyjazdów przyrodniczych i na stałe wpisać je do rodzinnego
kalendarza?
Mamy do wyboru
grzybobranie, obserwacje ptaków, które w tym okresie masowo migrują czy w końcu
podglądanie jeleni na rykowisku. Możemy też wybrać się na weekendowe wycieczki
gdzieś blisko domu, poznając tym swoją okolicę lub wręcz przeciwnie – pozwolić
sobie na chwilę odpoczynku od codzienności, spakować plecaki i odkrywać te
bardziej odległe, dotąd nieznane nam, części Polski. Bycie
przyrodnikiem-obsewatorem wciąga, rozbudza ciekawość i pozwala odzyskać tę
utraconą więź z naturą, która potrafi obudzić w nas zachwyt. Co więcej, musimy
dodatkowo zmierzyć się z naszą „naturalną kondycją”, wyciszyć i uzbroić w
cierpliwość - co rozwija i wzbogaca.
Grzybobranie to właściwie fenomen – żywa tradycja, być może jeden z ostatnich i trwałych przekazów międzypokoleniowych oraz niematerialne dziedzictwo kulturowe. Co ciekawe, zwyczaj ten wciąż zaskakuje przybyłych do polski cudzoziemców.
Czy pamiętacie
rodzinne wycieczki na grzyby? Przesądy i wierzenia, które nadal są w nas żywe i
wydaja się absolutna prawdą mimo, że bliżej im do wierzeń ludowych? Wyprawy o
świcie, szykowanie własnego kosza, kaloszy i kozika, ekscytacja zapowiadająca
przygodę i wyzwalająca prawdziwy instynkt łowcy. Wystarczy wspomnieć, że w
czasach PRL-u takie wycieczki przypominały atmosferę karnawału a zakładowe
grzybobrania – zwykle mocno zakrapiane alkoholem – stanowiły okazję dla zabawy
i relaksu.
W różnych
częściach Polski zbiera się różne gatunki a same grzyby mają niekiedy swoje
regionalne nazwy. To czy zbierać je najlepiej po pełni czy w czwartej kwarcie
księżyca będzie zależało od regionu Polski. Wszyscy jednak czują w kościach tę
wręcz wymarzoną dla grzybiarzy pogodę, kiedy wilgoć i ciepło upajają nas
zapachem leśnego poszycia i kamforycznego igliwia.
Cóż zrobimy z
naszym trofeum? Część grzybów ususzymy i za jakiś czas wykorzystamy do
wigilijnych uszek, pierogów, zup i bigosu. Może zamarzy nam się zupa z kozaków
czy borowików, jajecznica i omlet z kurkami a może panierowany „kotlecik” z
kani.
Przywieźmy ze
sobą jakieś wyjątkowe, albo wręcz przeciwnie – prozaiczne zdjęcie, jako wspomnienie tego
czarownego i wyrwanego z kontekstu momentu.
Cel: edukacja
przyrodniczo-leśna, własnoręczne pozyskiwanie darów natury, kultywowanie
tradycji.
Lubię jesień za wyciszenie, jakie ogarnia przyrodę i udziela mi się niezmiennie co roku:)
OdpowiedzUsuńJesienią lubię wędrować i podróżować. Cieszy mnie ta niezwykła atmosfera. Mam poza tym poczucie, że warto wykorzystać każdą okazję, aby ładować akumulatory na zbliżającą się zimę, kiedy dni są takie krótkie...
UsuńSzkoda, że jesień taka krótka
OdpowiedzUsuńOj tak, dlatego staram się jak najwięcej czasu spędzić w jej pięknej scenerii: złote i czerwone liście, poranne mgły - wszystko jest takie bajkowe :)
Usuń