slow life

poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Czytanie i działanie

slow life blog
Ciasteczka owsiane - pieczenie zawsze poprawia nastrój... te zapachy...
Mam Wam dzisiaj do zaproponowania ćwiczenie kreatywne… może odrobinę kontrowersyjne, ale tak naprawdę bardzo przemyślane i sprawdzone – chodzi tu o abstynencję czytelniczą.

Sama czytam dość dużo: beletrystykę, poradniki, książki przyrodnicze, magazyny, blogi - jednak nie jestem fanką ani szybkiego czytania ani bicia rekordów czytelniczych. Wolę nieśpieszne wgłębianie się w lekturę z ołówkiem w ręku (do zakreślania ulubionych fragmentów) lub notesem z boku do zapisywania ciekawostek (w przypadku książek pożyczonych). Owszem, mam manię czytania kilku rzeczy jednocześnie  - nie mogę się tego przyzwyczajenia pozbyć, dlatego muszę dać sobie oddech, przestrzeń do poukładania wszystkiego w głowie, po intensywnym czasie wchłaniania wiedzy. Najbardziej chyba jednak lubię dyskutować o książkach z innymi – stąd pomysł na Dyskusyjny Klub Książki a więc regularne spotkania z przyjaciółmi przy kawie, herbacie lub winie (o tym innym razem).


W ciągu roku szkolnego czytanie to jedna z moich ulubionych rozrywek – z małym dzieckiem u boku człowiek przecież nie poszaleje... Malina zasypia w ciągu dnia a ja rozciągam się wygodnie na swojej ulubionej sofie i czytam… lub wieczorami, kiedy dzieci są już w łóżkach, a w domu panuje ta błoga cisza i długo wyczekiwany spokój. Jednak… z drugiej strony jestem też osobą, która lubi działać i zdobywać nowe umiejętności – nie ograniczam się tylko do teorii, wcielam nowe pomysły w życie i to właśnie to przynosi mi największą satysfakcję.  

Przychodzi więc taki czas, kiedy jestem już znudzona czytaniem, siedzeniem na sofie i analizowaniem a zamiast tego mam ochotę zrobić coś innego, lub po prostu zrobić cokolwiek a nie być tylko biernym odbiorcą.

Moim zdaniem abstynencja czytelnicza to genialne ćwiczenie  (zaczerpnęłam je z książki Julii Cameron „Droga artysty”)  a polegające na zarzucenie czytania przez tydzień (to nie tak długo, prawda?).

Właściwie po co? Bo mamy ograniczony czas i zawsze jest COŚ za COŚ. Po to, żeby nie łykać codziennej dawki gwaru medialnego, opróżnić się ze spraw, które nas rozpraszają i tym samym napełnić studnię swojego umysłu własnymi pomysłami. Po to, żeby znów zanurzyć się w realnym świecie zmysłów, wsłuchać w wewnętrzną ciszę:  „Opychamy się cudzymi słowami zamiast trawić własne myśli i uczucia, zamiast upichcić coś samemu.”

„A oto krótka lista rzeczy, które się robi, kiedy się nie czyta: słuchanie muzyki, szycie zasłon, kąpanie psa, porządki w szafach, płacenie rachunków, pisanie do starych przyjaciół, przemeblowanie kuchni, robienie na drutach, gotowanie, naprawianie roweru, malowanie akwarelami, wymiana przewodu w lampie, pomalowanie sypialni, pójście na tańce, ćwiczenie na siłowni, medytacja, przygotowanie kolacji dla znajomych, podłączenie wieży stereo, porządki na   regale z książkami – ryzykowne!, przesadzanie roślin, drobne naprawy.”
Miłej zabawy!

Ja przez wakacje postanowiłam ograniczyć czytanie  – będzie na nie jeszcze czas… a ponieważ mój rytm jest uzależniony najbardziej od Maliny i jej snu, wykorzystuję te okruchy wolnego czasu na (mam nadzieję, że Was nie zanudzę, ale jeśli tak się stanie, to tym łatwiejsze będzie przejście do abstynencji czytelniczej) :

1.     Robienie dziennego makijażu (to w ciągu dnia – zajmuje kilka minut) lub malowanie paznokci i maseczkę (wieczorem) czyli małe domowe spa. To coś dla ciała, ale też dla ducha, bo przynosi relaks i poczucie, że robi się coś dla siebie jako dla kobiety. Kiedy później w warzywniaku, sklepie na rogu lub spacerze po lesie wpadnę niespodziewanie na znajomych to dopiero jest LOOK (muszę też nadrabiać, bo moje krótkie, ale niesforne, włosy dodają mi niekiedy wyglądu… „awangardowego”).
2.     Regularne poranne ćwiczenia rozciągające na dywanie lub w ogrodzie. Mam swój stały zestaw ćwiczeń, nie muszę się więc zastanawiać co robić… po prostu działam – całość zajmuje mi około 10 - 15 minut i daje dużą frajdę, nie mówiąc już o korzyściach fizycznych.
3.     Naukę włoskiego czyli słuchanie płyt lub robienie ćwiczeń. Moim marzeniem jest wyjazd do Włoch więc w przyszłości będzie jak znalazł. Jest to typowa nauka dla przyjemności więc bardzo przyjazna i bez napięcia. Jedna lekcja zajmuje około 8 minut więc nie pochłania dużo czasu – robię to za to codziennie. Można poczuć siłę regularności.
4.     Inwentaryzację ubrań z własnej szafy i wymyślanie jakiegoś nowego połączenia. Zdarza się, że jakieś ubranie schowa się gdzieś z tyłu, a jest takie fajne… Dzięki temu dobrze wiem, czego potrzebuję i czuję, jak zmienia się mój styl. Nie jestem minimalistką jeśli chodzi o ubrania i nie dam się przekonać, że fajnie jest mieć 5 (oczywiście ściśle narzuconych) ciuchów w szafie.
5.     Realizowanie swoich pomysłów ogródkowych. Wcześniej zawsze planuję a potem działam.

slow life blog natura
Nowe pomysły ogrodowe
6.     Słuchanie audycji na BBC4. Lubię to robić bo zawsze dowiaduję się czegoś ciekawego a przy okazji szkolę język. Dobieram odpowiedni dla siebie czas trwania audycji czyli najczęściej od 5 do 30 minut.

slowlife blog natura
Idzie jesień - pora dokończyć stare robótki i zacząć nowe

7.     Robienie robótek na drutach. Uwielbiam kominy i szaliki i cały czas się szkolę. Nie chcę się jedynie ograniczać do oglądania pięknych wzorów, lubię realizować swoje małe projekty. W najbliższym czasie będzie jesienny komin czekoladowy.
8.     Porządki czyli wyrzucanie zbędnych rzeczy robione przy okazji. Jeżeli tylko napotkam coś, co nie jest już przydatne do użycia, to wyrzucam od razu. Poza tym zawsze można coś ułożyć, przełożyć czy zaaranżować inaczej. To jest najlepsza szkoła ograniczania się w kupowaniu: następnym razem, zanim coś kupię, zastanowię się dwa razy.
9.     Pranie ręczne rzeczy, które tego wymagają a na co nigdy nie jest właściwa pora.
10.Wymyślanie i pisanie nowych postów. Coś fajnego przychodzi najczęściej podczas spacerów, zmywania naczyń lub kąpieli.

slowlife blog natura
Czasem trzeba wykorzystać TEN właśnie moment na działanie - nadchodzi właśnie czas na sadzenie cebulek

11.  Oglądanie nocnego nieba. To takie piękne a jednak rzadko nam się przytrafia, a w sierpniu spadają gwiazdy… Nawet  chwila gapienia się na rozgwieżdżone niebo pozwala połączyć się z absolutem i nabrać innej, bardziej kosmicznej, perspektywy.
12.Robienie zdjęć. Zdjęcia to nie jest moja pasja, to część mojego życia.

slow life blog natura

13. Nic – nie – robienie. To przychodzi mi chyba najtrudniej, bo kiedy ma się do dyspozycji tak niewiele czasu tylko dla siebie to chce się wykorzystać każdą chwilę. Choć czasem warto przecież pomyśleć o niebieskich migdałach.
14.  Szeroko rozumiane rozmowy z Mężem.

15.   I jeszcze jedno: chcę jeszcze nauczyć się rysować.

4 komentarze:

  1. Twój dzisiejszy wpis to taki balsam dla duszy :) Potrzebny mi dziś był. Bardzo słusznie zauważyłaś, że człowiek musi mieć czas na kontakt z własnymi myślami, nie tylko z cudzymi. Masz piękne pasje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Trzeba mieć kontakt z własnymi myślami, żeby w tym całym harmidrze odnaleźć siebie :) Pozdrawiam.

      Usuń
  2. u mnie robienie makijazuto 3 minuty :D

    OdpowiedzUsuń