slow life

niedziela, 2 kwietnia 2017

Slow fashion

slow life blog

Stoję przed trzydrzwiową rodzinną szafą i patrzę na kupki swoich własnych ubrań. Stosiki mieszają się ze sobą tworząc coś w rodzaju kolażu, melanż kolorów i stylów. Nagle rząd miniaturowych kolorowych sukieneczek i pudrowych bluzeczek z „diamentowymi” guziczkami urywa się i przechodzi w linię gładkich sweterków – w ten oto sposób dziewczęce (czyli to, co mojej córeczki) przeistacza się w kobiece. Trochę jednak szkoda tych wszystkich fikuśnych detali…


slow life blog

Ilekroć zaczynam coś nowego, pragnę wyciągać z szafy trochę inne ubrania, robić w niej gruntowne porządki, zrobić miejsce raz na wymyślone bluzki i koszule a raz na sportowe, niezastąpione bluzy z kapturem i kieszeniami. Do tych ostatnich mam słabość – kaptury uwielbiam a w zamykanych kieszeniach mam cały maminy oręż: koraliki, kamyki, spinacze do papieru, patyczki, fragmenty ludzików Lego, monety z czasów dawnych i skrawki papieru… takie tam zabezpieczone znaleziska.

slow life blog

Zakładanie na siebie nowej powłoki, bawienie się kolorem i nastrojem zmienia mnie, pozwala  zabawić się trochę i odświeżyć. To dekoracja, która  ma jednak powiązanie z myślami i chwilowymi zachciankami. Przebieranka, która wywołuje wspomnienia lub kreuje coś zupełnie nowego.

Czym jest właściwie slow fashion? Kupowaniem dizajnerskich, starannie wybranych ubrań u rodzimych projektantów, czy zaglądaniem do second handów przycupniętych przy bocznych uliczkach. Umiejętnością wyszukiwania „perełek”, którym dajemy drugiego, pełnowartościowego życia? Projektowaniem i szyciem własnych ubrań, w zaciszu bezpiecznego domu i przy akompaniamencie turkoczącej maszyny do szycia? Zastanawianiem się, czego potrzebuję w danej chwili i dobieraniem rzeczy z najwyższą starannością i precyzją? Minimalizmem z zaledwie kilkoma rzeczami na krzyż? Decydowaniem się na zakup tego, co najwyższej jakości? Zakładaniem tego, co akurat pod ręką? Strojeniem się? Wygodą? A może tym wszystkim jednocześnie? Melanżem życia – byle tylko nadążyć za sobą… albo nawet siebie wyprzedzić.


2 komentarze:

  1. Dla mnie slow oznacza generalnie życie innej prędkości. Czyli żyjemy sobie pomalutku, z dnia na dzień, ciesząc się teraźniejszością i nie dając się nabić w butelkę konsumpcjonizmu. To znaczy owszem, bez "rzeczy" wytrzymać się nie da, chodzi tylko o brak wyścigu szczurów po najmodniejsze gadgety i ubrania. Żadnego przymusu, "bo wszyscy mają, to ja też".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie slow oznacza w takim tempie, jakie w danym momencie jest optymalne - czasem szybko, czasem wolno, ale bez nawykowego spieszenia się. I zdecydowanie bez wyścigu szczurów i nadmiernego konsumpcjonizmu. :-)

      Usuń