C
|
zy potraficie wyobrazić sobie 56-letnią kobietę, która
wyrusza z Walii na samotną, trwająca pięć lat „wędrówkę” czy może lepiej "przebieżkę" dookoła świat? Robi to
w intencji swojego zmarłego na raka męża – jej misją jest mówienie o
konieczności wykonywania badań lekarskich i profilaktyce wczesnego wykrywania
raka. Po drodze zbiera również pieniądze
dla wioski dziecięcej w Kitażu, w Rosji.
Jakiś czas temu wraz z Dyskusyjnym Klubem Książki przeczytałam
„Moja wielka podróż” Rosie Swale Pope i po ciekawej rozmowie nie jestem w stanie
tak po prostu odłożyć tej lektury na bok. Przejrzałam ją więc jeszcze raz i
wyszukałam te fragmenty, które obrazują zachwyt nad przyrodą i zadziwiającą umiejętność
odnajdywania się w najtrudniejszych warunkach. Jak to jest przejść najdziksze
rejony Syberii i Alaski? Czego możemy się nauczyć od tej niezwykłej kobiety,
która z jednej strony niemal codziennie ryzykuje swoim życiem a z drugiej ma
poczucie wolności i celu?
Rozbija namiot na twardej ziemi i zasypia. Budzi się w
środku nocy i z zachwytem spogląda na gwiazdy. Jest szczęśliwa, że może spać w
lesie pod rozgwieżdżonym niebem, słyszeć pohukiwania sowy, szum gałęzi poruszanych
porannym wiatrem, czuć smak i zapach każdego nowego dnia, dzikich ziół, jagód i
rześkiego powietrza. Po drodze spotyka zwierzęta: niedźwiedzie, wilki, borsuki,
dziki, lisy i ptaki. Rozkłada namiot, swoje jedyne schronienie, w zaspach
śniegu a lód pokrywa jej śpiwór i garnki. Możliwość przygotowania gorącego
posiłku staje się błogosławieństwem. Walczy o przetrwanie. Czasami napotyka na
chmarę komarów. Z mozołem pokonuje rzeki, torfowiska, bagna, moczary, góry,
długie zamarznięte kanały, obszary pokryte lodem i mokradła. Przyrządza jedzenie
i picie z tego co ma, czasem jest to zupa z sosnowych igieł, dzikiej róży,
pokrzyw i mniszka lekarskiego. I nigdy nie marnuje okazji, by być szczęśliwą.
Droga Rosie Pope jest ekstremalna i minimalistyczna,
ale pokazuje też, że czasem warto zboczyć z głównej drogi i obrać zupełnie nowy
kierunek… być może bliżej natury.
Przeczytałam tą książkę kilka lat temu. To jedna z tych historii, które na długo zapadają w pamięć i nie sposób o nich zapomnieć. NIe mogłam oderwać się od tej książki. Podziwiam odwagę Rosie, ale też to, jak wspaniałym człowiekiem jest.
OdpowiedzUsuńDokonała czynu "nadludzkiego" i zastanawiam się do tej pory, skąd czerpała tyle siły, żeby maszerować przy -50 stopniach i maszerować SAMOTNIE. Nadal nie znam odpowiedzi...
UsuńCzytając książkę zwróciłam uwagę na zupełnie coś innego. Nie tyle na bliskość przyrody, co na pokonywanie własnych słabości, na wychodzenie ze swojej strefy komfortu, na każdym kroku. Na walkę z bólem stóp, na marsz mimo złego samopoczucia itd. To mi dało do myślenia...
OdpowiedzUsuńJa też zwróciłam uwagę na jej siłę wewnętrzną. W tekście skoncentrowałam się na przyrodzie ze względu na tematykę bloga "Powrót do natury".
Usuń