slow life

poniedziałek, 14 stycznia 2019

"Mała wielka podróż"

slof life blog


C
zy potraficie wyobrazić sobie 56-letnią kobietę, która wyrusza z Walii na samotną, trwająca pięć lat „wędrówkę” czy może lepiej "przebieżkę" dookoła świat? Robi to w intencji swojego zmarłego na raka męża – jej misją jest mówienie o konieczności wykonywania badań lekarskich i profilaktyce wczesnego wykrywania raka. Po drodze zbiera również pieniądze dla wioski dziecięcej w Kitażu, w Rosji.  

Jakiś czas temu wraz z Dyskusyjnym Klubem Książki przeczytałam „Moja wielka podróż” Rosie Swale Pope i po ciekawej rozmowie nie jestem w stanie tak po prostu odłożyć tej lektury na bok. Przejrzałam ją więc jeszcze raz i wyszukałam te fragmenty, które obrazują zachwyt nad przyrodą i zadziwiającą umiejętność odnajdywania się w najtrudniejszych warunkach. Jak to jest przejść najdziksze rejony Syberii i Alaski? Czego możemy się nauczyć od tej niezwykłej kobiety, która z jednej strony niemal codziennie ryzykuje swoim życiem a z drugiej ma poczucie wolności i celu?  

slow life blog

Rozbija namiot na twardej ziemi i zasypia. Budzi się w środku nocy i z zachwytem spogląda na gwiazdy. Jest szczęśliwa, że może spać w lesie pod rozgwieżdżonym niebem, słyszeć pohukiwania sowy, szum gałęzi poruszanych porannym wiatrem, czuć smak i zapach każdego nowego dnia, dzikich ziół, jagód i rześkiego powietrza. Po drodze spotyka zwierzęta: niedźwiedzie, wilki, borsuki, dziki, lisy i ptaki. Rozkłada namiot, swoje jedyne schronienie, w zaspach śniegu a lód pokrywa jej śpiwór i garnki. Możliwość przygotowania gorącego posiłku staje się błogosławieństwem. Walczy o przetrwanie. Czasami napotyka na chmarę komarów. Z mozołem pokonuje rzeki, torfowiska, bagna, moczary, góry, długie zamarznięte kanały, obszary pokryte lodem i mokradła. Przyrządza jedzenie i picie z tego co ma, czasem jest to zupa z sosnowych igieł, dzikiej róży, pokrzyw i mniszka lekarskiego. I nigdy nie marnuje okazji, by być szczęśliwą.

slow life blog

Droga Rosie Pope jest ekstremalna i minimalistyczna, ale pokazuje też, że czasem warto  zboczyć z głównej drogi i obrać zupełnie nowy kierunek… być może bliżej natury.

slow life blog


4 komentarze:

  1. Przeczytałam tą książkę kilka lat temu. To jedna z tych historii, które na długo zapadają w pamięć i nie sposób o nich zapomnieć. NIe mogłam oderwać się od tej książki. Podziwiam odwagę Rosie, ale też to, jak wspaniałym człowiekiem jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokonała czynu "nadludzkiego" i zastanawiam się do tej pory, skąd czerpała tyle siły, żeby maszerować przy -50 stopniach i maszerować SAMOTNIE. Nadal nie znam odpowiedzi...

      Usuń
  2. Czytając książkę zwróciłam uwagę na zupełnie coś innego. Nie tyle na bliskość przyrody, co na pokonywanie własnych słabości, na wychodzenie ze swojej strefy komfortu, na każdym kroku. Na walkę z bólem stóp, na marsz mimo złego samopoczucia itd. To mi dało do myślenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zwróciłam uwagę na jej siłę wewnętrzną. W tekście skoncentrowałam się na przyrodzie ze względu na tematykę bloga "Powrót do natury".

      Usuń