Carl Honore
doznał olśnienia po tym jak znalazł w gazecie
na lotnisku artykułu pod intrygującym tytułem „Jednominutowa bajka na
dobranoc” – najpierw się podekscytował i przeczytał, później przemyślał i uznał
taki pośpiech za absurd; poczuł się jak „Dickensowski Scroog ze stoperem w
dłoni” uświadamiając sobie, że „oto nadeszła pora, by rzucić wyzwanie naszej
obsesji robienia wszystkiego szybciej”.
Książkę C.
Honore „Pochwała powolności. Jak zwolnić tempo i cieszyć się z życiem”
czytałam, kiedy byłam już trochę zarażona ideą „slow life”; postanowiłam jednak
czytać więcej książek, artykułów i magazynów
z tej dziedziny i mimo, że nigdy nie należałam do osób, których planer
wypełniony jest od 6 rano do 23 wieczorem -wiedziałam już, że aby zwolnić
naprawdę czyli świadomie i efektywnie i nauczyć się żyć bez wewnętrznego
napięcia potrzebuję więcej czasu. To, co piszę na tym blogu to zebrane pomysły
jak zrobić to z praktycznego punktu widzenia – rodzaj ćwiczeń i inspiracji
zebranych razem. Slow life to życie w adekwatnym do sytuacji tempie a nie
zawsze w szybkim z przyzwyczajenia i niezależnie od okoliczności, to też umiejętność rozejrzenia się wkoło i
słuchania siebie.
Wracając
jednak do czytania dzieciom…
Kiedy mój
starszy syn był jeszcze bardzo mały, trafiłam na znakomitą książkę I.
Koźmińskiej i E. Olszewskiej pt.: „Wychowanie przez czytanie” (wszystkie
poniższe cytaty pochodzą z tej książki) i mogę z całą pewnością przyznać, że dobra
literatura dla dzieci to świetna zabawa dla całej rodziny (bo to jest po prostu
DOBRA LITERATURA a „czytanie to
najskuteczniejszy – i najtańszy – sposób budowania zasobów wewnętrznych
dziecka”. U nas w domu wspólne czytanie to rytuał i kiedy tylko uda mi się
uśpić malutką jeszcze córeczkę, idę do pokoju syna w którym mój mąż czyta na
głos książkę. Oczywiście czasem jest tak, że nie chcę tracić wątku - muszą więc na
mnie czekać. Prawda jest taka, że im dziecko jest starsze tym większy jest wybór
spośród wciągających, przygodowych a czasem śmiesznych do łez książek. Nie da
się tego z niczym porównać i osobiście uznaję za błąd, że kiedy tylko dziecko
samo nauczy się czytać zaprzestajemy tego wspólnego czytania.
Dla mnie,
jako dla rodzica nie da się z niczym porównać podróżowania z nonszalanckim Rabarbarem
po morzach dalekich i dalszych, historii o leniwym kocie łapiącym pchłę i pod
wpływem tego zdarzenia zmieniającym swoje życie, przygód niesfornego Emila oraz
tych najbardziej zwyczajnych i niezwyczajnych dzieci. Wisława Szymborska
powtarzała, że dzieciństwo miała szczęśliwe, bo rodzice rozmawiali z nią i
czytali jej bajki i, że uważa czytanie za najpiękniejszą zabawę, jaką wymyśliła
ludzkość[1].
To przecież tak wiele i zarazem niewiele – okruch czasu w zabieganym dniu.
Sofa,
kawiarnia, ławka w parku, poczekalnia… nie ma znaczenia - dla zabawy, odpoczynku, umilenia sobie
monotonnego czekania na coś, wyciszenia a przede wszystkim dla czystej
przyjemności. A dobre książki można
wyszukiwać w bibliotekach, dobrych księgarniach, pchlich targach czy
biblioteczkach znajomych. Można nawet zorganizować imprezę z wymienianiem
książek w tle. Pewnie prawdą jest to, że gdyby czytanie było drogie a dzieci by
tego nie lubiły – to czytałoby się na
potęgę, a tak… nie ma na to czasu?
Lubię
zbierać te okruchy przyjemnie spędzanego czasu i mieć poczucie, że działają one
na naszą korzyść – w tym przypadku wystarczy uświadomić sobie, że „jeśli
czytamy dziecku od urodzenia po 20 minut dziennie, codziennie, to w momencie,
gdy idzie ono do szkoły, ma za sobą około 850 godzin słuchania języka w
najlepszym, literackim wydaniu. Jest to czasowy ekwiwalent połowy studiów
lingwistycznych!”
Poniżej
podaję listę tych książek, które wywarły na nas największe wrażenia:
„My na
wyspie Saltkråkan” (Astrid Lindgren), znana również pod tytułem „Dlaczego
kąpiesz się w spodniach, wujku” – według mojego męża książka lepsza od bardzo
znanej „Dzieci z Bullerbyn”. Wszystkie książki tej autorki są wyśmienite i nie
trzeba ich reklamować – warto odszukać mniej popularne tytuły i trochę się
podelektować prostym życiem.
„Rico, Oskar
i głębocienie” (A. Steinhöfel”), świetny, błyskotliwy i dowcipny język oraz wartka akcja - trochę taki inteligentny kryminał dla dzieci; wciągająca na tyle, że
kupiliśmy pozostałe części na audiobookach.
„Rozbójnik
Hotzenplotz” (O. Preussler), autor znakomity (kupiliśmy pozostałe jego
książki), książka do kilkukrotnego czytania, idealna objętość – nie za krótka,
nie za długa.
„Krabat” (O.
Preussler), wciągająca, magiczna i czasem mroczna. 237 stron, ale czyta się szybko.
„Powrót
rzęsorka” (T. Samojlik), komiks – pięknie wydany z niepowtarzalnymi ilustracjami,
o tematyce przyrodniczej – wreszcie coś
o polskiej przyrodzie! Oryginalny i zabawny. Mamy w kolekcji świetnie
zaaranżowane słuchowisko z tej serii.
„Niewiarygodne
przygody Marka Piegusa” (E. Niziurski), wciągająca z nagłymi zwrotami akcji,
detektywistyczna. Warto wrócić do tego autora, którego pamiętam ze swojego
dzieciństwa.
„Pestka,
Drops, cukierek” (G. Kasdepke), jeden z moich ulubionych polskich autorów; do
książki dołączony audiobook.
„Cudowna
podróż” (S. Lagerlöf), książka (2 tomy) znaleziona na mojej półce. W dzieciństwie
nie udało mi się jej przeczytać więc miałam szansę nadrobić zaległości. Dla
wprawnych „czytaczy” i słuchaczy – długa, piękna, szczegółowa – każdy rozdział
to osobna opowieść. W tamtym roku widziałam nowe wydanie, ale raczej mało
rozpowszechniona.
[1] „Pamiątkowe
rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej. Wydawnictwo Znak, Kraków. Anna Bikont
i Joanna Szczęsna 2012”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz