slow life

środa, 6 stycznia 2016

Czytanie - najpiękniejsza zabawa, jaką wymyśliła ludzkość

Carl Honore doznał olśnienia po tym jak znalazł w gazecie  na lotnisku artykułu pod intrygującym tytułem „Jednominutowa bajka na dobranoc” – najpierw się podekscytował i przeczytał, później przemyślał i uznał taki pośpiech za absurd; poczuł się jak „Dickensowski Scroog ze stoperem w dłoni” uświadamiając sobie, że „oto nadeszła pora, by rzucić wyzwanie naszej obsesji robienia wszystkiego szybciej”.

Książkę C. Honore „Pochwała powolności. Jak zwolnić tempo i cieszyć się z życiem” czytałam, kiedy byłam już trochę zarażona ideą „slow life”; postanowiłam jednak czytać więcej książek, artykułów i magazynów  z tej dziedziny i mimo, że nigdy nie należałam do osób, których planer wypełniony jest od 6 rano do 23 wieczorem  -wiedziałam już, że aby zwolnić naprawdę czyli świadomie i efektywnie i nauczyć się żyć bez wewnętrznego napięcia potrzebuję więcej czasu. To, co piszę na tym blogu to zebrane pomysły jak zrobić to z praktycznego punktu widzenia – rodzaj ćwiczeń i inspiracji zebranych razem. Slow life to życie w adekwatnym do sytuacji tempie a nie zawsze w szybkim z przyzwyczajenia i niezależnie od okoliczności, to też umiejętność rozejrzenia się wkoło i słuchania siebie.

Wracając jednak do czytania dzieciom…

Kiedy mój starszy syn był jeszcze bardzo mały, trafiłam na znakomitą książkę I. Koźmińskiej i E. Olszewskiej pt.: „Wychowanie przez czytanie” (wszystkie poniższe cytaty pochodzą z tej książki) i mogę z całą pewnością przyznać, że dobra literatura dla dzieci to świetna zabawa dla całej rodziny (bo to jest po prostu DOBRA LITERATURA a  „czytanie to najskuteczniejszy – i najtańszy – sposób budowania zasobów wewnętrznych dziecka”. U nas w domu wspólne czytanie to rytuał i kiedy tylko uda mi się uśpić malutką jeszcze córeczkę, idę do pokoju syna w którym mój mąż czyta na głos książkę. Oczywiście czasem jest tak, że nie chcę tracić wątku - muszą więc na mnie czekać.  Prawda jest taka, że im dziecko jest starsze tym większy jest wybór spośród wciągających, przygodowych a czasem śmiesznych do łez książek. Nie da się tego z niczym porównać i osobiście uznaję za błąd, że kiedy tylko dziecko samo nauczy się czytać zaprzestajemy tego wspólnego czytania.

Dla mnie, jako dla rodzica nie da się z niczym porównać podróżowania z nonszalanckim Rabarbarem po morzach dalekich i dalszych, historii o leniwym kocie łapiącym pchłę i pod wpływem tego zdarzenia zmieniającym swoje życie, przygód niesfornego Emila oraz tych najbardziej zwyczajnych i niezwyczajnych dzieci. Wisława Szymborska powtarzała, że dzieciństwo miała szczęśliwe, bo rodzice rozmawiali z nią i czytali jej bajki i, że uważa czytanie za najpiękniejszą zabawę, jaką wymyśliła ludzkość[1]. To przecież tak wiele i zarazem niewiele – okruch czasu w zabieganym dniu.

Sofa, kawiarnia, ławka w parku, poczekalnia… nie ma znaczenia -  dla zabawy, odpoczynku, umilenia sobie monotonnego czekania na coś, wyciszenia a przede wszystkim dla czystej przyjemności.  A dobre książki można wyszukiwać w bibliotekach, dobrych księgarniach, pchlich targach czy biblioteczkach znajomych. Można nawet zorganizować imprezę z wymienianiem książek w tle. Pewnie prawdą jest to, że gdyby czytanie było drogie a dzieci by tego  nie lubiły – to czytałoby się na potęgę, a tak… nie ma na to czasu?

Lubię zbierać te okruchy przyjemnie spędzanego czasu i mieć poczucie, że działają one na naszą korzyść – w tym przypadku wystarczy uświadomić sobie, że „jeśli czytamy dziecku od urodzenia po 20 minut dziennie, codziennie, to w momencie, gdy idzie ono do szkoły, ma za sobą około 850 godzin słuchania języka w najlepszym, literackim wydaniu. Jest to czasowy ekwiwalent połowy studiów lingwistycznych!”
Poniżej podaję listę tych książek, które wywarły na nas największe wrażenia:

slow life, blog

„My na wyspie Saltkråkan” (Astrid Lindgren), znana również pod tytułem „Dlaczego kąpiesz się w spodniach, wujku” – według mojego męża książka lepsza od bardzo znanej „Dzieci z Bullerbyn”. Wszystkie książki tej autorki są wyśmienite i nie trzeba ich reklamować – warto odszukać mniej popularne tytuły i trochę się podelektować prostym życiem.

slow life, blog

„Rico, Oskar i głębocienie” (A. Steinhöfel”), świetny, błyskotliwy i dowcipny język oraz wartka akcja - trochę taki inteligentny kryminał dla dzieci; wciągająca na tyle, że kupiliśmy pozostałe części na audiobookach.

slow life, blog

„Rozbójnik Hotzenplotz” (O. Preussler), autor znakomity (kupiliśmy pozostałe jego książki), książka do kilkukrotnego czytania, idealna objętość – nie za krótka, nie za długa.

slow life, blog

„Krabat” (O. Preussler), wciągająca, magiczna i czasem mroczna. 237 stron, ale czyta się szybko.

slow life, blog

„Powrót rzęsorka” (T. Samojlik), komiks – pięknie wydany z niepowtarzalnymi ilustracjami,  o tematyce przyrodniczej – wreszcie coś o polskiej przyrodzie! Oryginalny i zabawny. Mamy w kolekcji świetnie zaaranżowane słuchowisko z tej serii.

slow life, blog

„Niewiarygodne przygody Marka Piegusa” (E. Niziurski), wciągająca z nagłymi zwrotami akcji, detektywistyczna. Warto wrócić do tego autora, którego pamiętam ze swojego dzieciństwa.

slow life, blog

„Pestka, Drops, cukierek” (G. Kasdepke), jeden z moich ulubionych polskich autorów; do książki dołączony audiobook.

slow life, blog

„Cudowna podróż” (S. Lagerlöf), książka (2 tomy) znaleziona na mojej półce. W dzieciństwie nie udało mi się jej przeczytać więc miałam szansę nadrobić zaległości. Dla wprawnych „czytaczy” i słuchaczy – długa, piękna, szczegółowa – każdy rozdział to osobna opowieść. W tamtym roku widziałam nowe wydanie, ale raczej mało rozpowszechniona.




[1] „Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej. Wydawnictwo Znak, Kraków. Anna Bikont i Joanna Szczęsna 2012”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz