Nie było to klaustrofobiczne poddasze zapełnione
blejtramami, ale mieszkanie trzypoziomowe; drewnianymi schodkami schodziło się
do głównego pokoju połączonego z małą kuchnią i sypialnią, na poziomie
„zerowym” była sypialnia dla gości i schodki prowadzące na antresolę z której
można było oglądać otwarty „dół” oraz wyjść przez okno na balkonik, który z
kolei otwierał widok na morze falujących dachów.
Nasze spotkania zaczynały się od pogaduszek i KAWY
zaparzanej w kafeterce (przywiezionej z Francji) do której Magda zawsze
dodawała spienione ręcznie (w spieniaczu) mleko i cukier w ręcznie robionej
przez siebie cukierniczce z odciśniętym liściem miłorzębu; na spodeczku kładła niezmiennie
czekoladkę lub ciasteczko.
I w takiej oto scenerii narodziła się moja miłości
do cappuccino, kafeterek, ceramiki i miejskich widoków ponad dachami. Była to
dla mnie również pierwsza praktyczna lekcja zaparzania.
Po kawę Magda zbiegała czasem (po dziesiątkach
kamiennych i zakręconych schodkach) do sklepiku spożywczego na rogu obok i
przynosiła paczkę mielonej, zupełnie przeciętnej kawy.
Ja przez te kilka lat nauczyłam się wybierać
ziarna, które same w sobie są wyjątkowe – dojście do tego zabrało mi trochę
czasu.
Moja idealna filiżanka to pojedyncze espresso
zrobione z kawy o orzeźwiającym smaku z nutą czerwonych owoców, miodu i
cynamonu z małą ilością spienionego mleka. Dla mojego męża ideałem będzie
podwójne espresso z wyczuwalnym aromatem owocowym np.: skórki pomarańczowe,
mandarynek i czarnych porzeczek. Rano, między 5 a 6 preferuje kawę mieloną (z
wygody) i klasyczny smak espresso.
Ponad wszystko jest jednak sam rytuał –
umiejętność zatrzymania się na chwilę w czasie szybko pędzącego dnia i
wysłuchanie drugiej osoby lub siebie samego „przy kawie”.
Nie kupuję kawy w marketach ponieważ wybieram
niekomercyjne mieszanki z małych palarni. Jaka jest różnica? Jak pomiędzy
ziarnami zbieranymi maszynowo (wyobraźmy sobie taki kombajn do kawy zbierający
wszystko „jak leci”) z plantacji przemysłowych („zielona pustynia erozyjna”) a
ziarnami zbieranymi ręcznie z ocienionych drzewami, całkowicie naturalnych,
małych plantacji (często wyżynnych) na których nie używa się pestycydów.
A co z ceną? S. M. Woźny w swojej książce
„Tajemnice Kawy” obliczyła, ile kosztuje filiżanka kawy w domu. Dla kawy klasy
gourmet będzie to 1,06 zł za filiżankę a dla kawy konwencjonalnej ok. 21
groszy. Różnica wynosi więc 85 groszy. Pani Woźny pyta: „Może warto zatem
odżałować nieco więcej pieniędzy, by cieszyć się smakiem kaw najwyższej
jakości?”. Dla mnie warto, chodź płaci się za to pewną cenę: po przyzwyczajeniu
się do intensywnego, aksamitnego smaku bardzo trudno znaleźć na mieście kawę,
która sprostałaby naszym wymaganiom.
Proponuję na początek dwa zadania:
Zadanie 1: Rozejrzyjcie się wokół czy w Waszym
mieście nie ma małej palarni kawy.
A: Jeśli jest – zapoznajcie się z jej ofertą i
kupcie coś na próbę.
B: Jeśli nie ma – skorzystajcie ze sklepu
internetowego. Dla ułatwienia zdradzę, że ja robę zakupy w sklepie pod wirtualnym
adresem: www.caffegaleria.pl
Zadanie 2: Poszukiwaniu w swoim otoczeniu młynka
do kawy – warto.
c.d.n.Oto moja włoska kafeterka BRASIL G&Z na 6 filiżanek, w kolorze złotym (cena około 69 zł):
Młynek do kawy znalazłam na pchlim targu; przeczekał około 25 lat w firmowym radzieckim opakowaniu i z fabrycznie zwiniętym kablem - w końcu stał się bardzo ważnym urządzeniem w naszym gospodarstwie domowym:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz